Wojciech Stępniewski dla WP SportoweFakty o sytuacji w Krośnie, Lublinie i atrakcyjności PGE Ekstraligi

Fot. Łukasz Trzeszczkowski

W rozmowie dla WP SportoweFakty, prezes Ekstraligi Żużlowej Wojciech Stępniewski odpowiedział na pytania dotyczące ostatnich wydarzeń w Krośnie. Nie zabrakło także tematu sytuacji z torem w Lublinie oraz plandekach i sprawach atrakcyjności meczów PGE Ekstraligi.

Wojciech Ogonowski (WP SportoweFakty): Komisja Orzekająca Ligi wydała orzeczenie po meczu Cellfast Wilki Krosno – ebut.pl Stal Gorzów. Kary spotkały organizatora, kierownika zawodów, toromistrza i trenera. Czy władze rozgrywek ufają klubowi beniaminka PGE Ekstraligi?

Wojciech Stępniewski (prezes Ekstraligi Żużlowej): Zarząd Ekstraligi Żużlowej nie jest od tego, aby ufać lub nie klubom, ale od tego, aby organizować rozgrywki w taki sposób, który z jednej strony gwarantuje popularyzację dyscypliny, z drugiej zaś zapewnia klubom – poprzez zcentralizowane prawa – środki finansowe. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że dla zapewnienia widowisk sportowych ważne są dobre umowy sponsorskie i wysoka wartość ligi. To może mieć przełożenie na kolejne kontrakty telewizyjne i umowy sponsoringowe. Tak samo jest w klubach, one również, cały czas, pracują na to, aby pozyskiwać środki na funkcjonowanie. Wszystko rozpoczyna się od atrakcyjnego meczu, który może zapewnić klubowi dobrą frekwencję na trybunach, a w konsekwencji środki finansowe ze sprzedaży biletów i pozyskiwanie innych źródeł finansowania – na przykład od sponsorów lub w związku ze wsparciem władz miejskich. Ważny czynnik to ciekawy i atrakcyjny dla widzów mecz. To z kolei przekłada się też na oglądalność telewizyjną. 

I tu wracamy do początku pana pytania – klub musi przygotować nie tylko dobry tor do ścigania, ale też odpowiednią infrastrukturę, która stwarza możliwości dla kibiców oglądania zawodów w warunkach komfortowych. Zarówno dla tych, którzy zawody oglądają w mieście organizatora, ale też dla tych, którzy mecz oglądają w telewizji. Organizacja zawodów staje się coraz bardziej złożona, aby spełniać coraz wyższe wymagania kibiców, sponsorów, ale też po to, aby produkt stał na odpowiednim poziomie do rangi zawodów.

Od kilku lat mamy do czynienia w PGE Ekstralidze z wielkimi zmianami infrastrukturalnymi. Powiem wprost: dwa kluby wchodzące do PGE Ekstraligi w sezonach 2022 i 2023, czyli ostrowski i krośnieński absolutnie nie były do tego przygotowane w zakresie obiektów. Wielki wysiłek wykonano w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie dziś mamy naprawdę dobry stadion, park maszyn zbudowany od zera, trybuny, odwodnienie liniowe, plandekę, zaplecze marketingowe i medialne, boksy dla żużlowców. W Ostrowie mniej niż w Krośnie ingerowano w tor wiosną, klub otrzymał od PGE Ekstraligi możliwość przełożenia pierwszego meczu sezonu 2022 – ale nie wyraził wtedy zainteresowania takim rozwiązaniem. Szybciej niż w tym roku w Krośnie, udało się też trenować w ubiegłym roku w Ostrowie.

Beniaminków traktujemy tak samo w tym względzie, jeśli chodzi o sytuację przed pierwszą rundą rozgrywek, wiedząc, że dokonują wielkich zmian na stadionach. W tym roku klub z Krosna pierwszy mecz rozegrał na wyjeździe. Przystaliśmy na jego prośbę, wiedząc, że w Krośnie dokonano tytanicznej pracy. Nie sprzyjała temu pogoda na Podkarpaciu. Zima wiele zmieniła w zakresie przygotowań tego klubu do sezonu, stadion i tor wymagały kompletnej przebudowy w związku z awansem do PGE Ekstraligi, wykonano wiele prac wokół infrastruktury, a tor zmieniano praktycznie od początku do końca, używając też ciężkiego sprzętu do prac budowlanych na stadionie, co – jak się okazuje – odbiło się na torze. Prace na pewno miały wpływ na strukturę nawierzchni, a gdy dołożymy do tego opady, niskie temperatury powietrza, bliskość rzeki, podmokły teren, to dopełnił się pewien obraz całości.

Usprawiedliwia pan krośnian?

Przytaczam obiektywne argumenty działające na ich niekorzyść. Jeśli w PGE Ekstralidze wymagamy od beniaminków przygotowania wszystkiego do innych standardów w cztery – pięć miesięcy, a często są to ogromne prace, to też musimy patrzeć na nie z wyrozumiałością. Przypominam też sytuację z czasów, gdy byłem prezesem klubu z Torunia i powstawał nowy stadion z torem – toruńska Motoarena. W Toruniu budowa nowego obiektu trwała dziesięć miesięcy. Stadion powstał w kwietniu i pod koniec kwietnia rozegrano tam pierwszy sparing. Pierwszy mecz ligowy rozegrano zaś dopiero 3 maja. Wtedy przekładano mecze drużyny na początku sezonu, ale też była nieco inna rzeczywistość finansowa i organizacyjna ówczesnej Ekstraligi.

W tzw. międzyczasie mieliśmy też na przykład okres startów wrocławskiej Betard Sparty na torze w Poznaniu i w play-off w Częstochowie, przekładane mecze wrocławian w kolejnym sezonie – w związku z remontem stadionu. Nie dotyczyło to beniaminków, ale chcę pokazać pewien kontekst w odpowiedzi na pana pytania – kontekst dotyczący szczególnych wydarzeń w lidze, które przekładały się na szczególną sytuację niektórych klubów.

Od niedawna beniaminek ma trudniejszą sytuację, gdy przygotowuje się do sezonu w PGE Ekstralidze w oparciu o zmiany infrastrukturalne. Zupełnie inna sprawa to budowanie nowych torów. Przypominam, że przy tworzeniu nowego toru we Wrocławiu – na Stadionie Olimpijskim – również przerabialiśmy temat kamieni utrudniających jazdę zawodnikom, nudnych meczów, złej granulacji – uporano się z tym – ale nie w tempie ekspresowym. Dziś wiemy, że tor jest we Wrocławiu świetny, ale nie zawsze tak było, bo to wymagało czasu i pracy. Andrzej Rusko jako prezes klubu z Wrocławia doskonale to rozumie, a najlepszym dowodem na to są pełne trybuny na każdym meczu Betard Sparty.

Cały wywiad dostępny jest na WP SportoweFakty TUTAJ