Woźniak: Jest we mnie sportowa złość (wywiad)

Fot. Ewelina Włoch-Wrońska

Szymon Woźniak powrotu na stadion Olimpijski we Wrocławiu, z pewnością nie zaliczy do udanych. EBUT.PL STAL Gorzów nie tylko wysoko przegrała 34:56 z BETARD SPARTĄ , ale także sam zawodnik w 3 startach uzyskał raptem 2 “oczka” i bonus. Po trudnym dla siebie weekendzie i meczu lider zespołu opowiedział o tym, dlaczego tym razem gorzowianie byli w starciu z BETARD SPARTĄ bez szans oraz jak wyciągnąć właściwe wnioski z tej porażki.

Błażej Kowol (ekstraliga.pl): Wysoko przegrywacie we Wrocławiu 34:56, a ty do dorobku drużyny dorzucasz raptem dwa punkty z bonusem. Z pewnością nie jesteś zadowolony z tego występu.

Szymon Woźniak (EBUT.PL STAL Gorzów): Nie mogę być zadowolony po meczu takim jak ten, wiadomo. Pojechałem bardzo słabe zawody. Próbowaliśmy wielu różnych rozwiązań. Może to stanowiło problem? Zbyt nerwowe zmiany. Gdybym mógł cofnąć czas, nie dokonałbym tak drastycznych zmian po swoim pierwszym biegu. Spróbowałbym po prostu wybrać inną linię jazdy w kolejnym starcie.

Czyli w tym meczu nie udało się wyciągnąć właściwych wniosków?

Po prostu za mocno się zasugerowałem rozmowami wewnątrz drużyny. Mogłem bardziej skupić się na swoich odczuciach. Gdy wpadniesz już w taką pułapkę i zaczynasz za dużo kombinować, to trudno jest się z niej wydostać. Żużel taki jednak jest – czasami wyjeżdżasz przeszczęśliwy, a czasami pojawia się rozczarowanie. To urok tego sportu. To nie był jednak mój pierwszy zły mecz i pewnie nie ostatni, ale teraz skupiamy się na nadchodzących meczach domowych, chcąc odjechać solidne zawody.

Mocno zaskoczyła was wrocławska nawierzchnia?

Nie będę ukrywał, że tak. Zmienił się nie tylko kolor, ale i sposób przygotowania tej nawierzchni. I to mocno, w porównaniu do ubiegłego sezonu. Na dodatek przed meczem na torze była plandeka, co też spowodowało nasze problemy z jego odczytaniem – nie wiedzieliśmy, jak nawierzchnia będzie się zachowywać. Rzeczywiście jednak różnica względem ubiegłego roku jest znacząca.

Fot. Ewelina Włoch-Wrońska

Czy próba toru, na której byli Jakub Miśkowiak i Oskar Fajfer, wyrządziła wam więcej szkody niż pożytku? Od początku nie trafiliście z przełożeniami, a trójki w pierwszej fazie meczu zdobywali głównie juniorzy. Być może już wtedy zostały wyciągnięte złe wnioski?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Każdy musi liczyć na swoją wewnętrzną opinię i na to, co mu dusza podpowiada. Czasami warto się tym sugerować, a czasem nie. Przede wszystkim należy polegać na swoim przeczuciu. Zazwyczaj o tym, czy wybraliśmy dobrze, czy źle, dowiadujemy się jednak po fakcie.

Co więc poszło nie tak?

Ja mogę żałować, że ze względu na kontuzję, ominął mnie przedsezonowy sparing we Wrocławiu. Koledzy jeździli tutaj na wiosnę i mogli zapoznać się z tą nawierzchnią, a ja tej możliwości nie miałem. Szkoda, bo mój plan, aby bazować na ubiegłorocznych ustawieniach, nie wypalił. Tym większa szkoda rezultatu na wrocławskim owalu, bo bardzo lubię ten tor. Tym razem nie mogłem się z nim jednak zgrać. Daliśmy się złapać w pułapkę ustawień i nie mogliśmy się niej wydostać.

Jakub Stojanowski w przekazie meczowym stwierdził, że tych najbardziej doświadczonych żużlowców, zawiodły notatki o ustawieniach na ten tor, które wywiodły was na manowce.

Jeśli Jakub tak stwierdził, to faktycznie może być w tym dużo racji.

Teraz dwa domowe starcia na własnym torze z ZOOLESZCZ GKM-em Grudziądz i FOGO UNIĄ Leszno. Będziecie chcieli się błyskawicznie odkuć.

Oczywiście. Nie ma za wiele czasu na rozpamiętywanie. Musimy zakasać rękawy i wyciągnąć wnioski z tego meczu. A przed nami dwa domowe mecze, które są dla nas absolutnie najważniejsze. To będzie kluczowe, aby na własnym torze dobrze wypaść i podreperować swoją sytuację w tabeli.

Fot. Ewelina Włoch-Wrońska

Za tobą trudny weekend – w sobotę nie udało się przejść do dalszej fazy Grand Prix Challenge podczas zawodów w Lonigo, we Wrocławiu również rozczarowanie. Czy pojawiają się jakieś nerwy z tym związane?

Nie, absolutnie. Jak już to taka sportowa złość, ale nerwy na pewno nie. Sobotni występ byłby dobry, gdyby nie to wykluczenie. Wystarczyło dołożyć trójkę, która była bardzo realna, to zdobyłbym 12 punktów i awans do GP Challenge. W takich zawodach wystarczy jednak pojedyncza wpadka, aby zostać w tyle. To wykluczenie w jednym wyścigu mi nie pomogło. Nie chce już do tego specjalnie wracać. Wyciągam wnioski i skupiam się nad tym, co przede mną.

Bardzo intensywny tydzień przed tobą. Zmagania ligowe, Grand Prix – natężenie tych spotkań pomaga, zwłaszcza po tak trudnym weekendzie, czy wolałbyś to przemyśleć na spokojnie?

Nie zwykłem zastanawiać się nad tym, na co nie mam wpływu. Terminarz jest, jaki jest i mi nie pozostaje nic innego, jak tylko jeździć. Po to trenujemy całą zimę i przygotowujemy się sprzętowo i logistycznie, aby temu terminarzowi, który zwykle jest napięty, stawić czoła. To część naszej pracy, żużlowego życia. Nie ma więc co płakać, że tych spotkań jest za dużo. Większy problem by był, gdyby było ich za mało. Gdy jest ich więcej, trzeba czuć z tego frajdę. Jeśli tak jest, to można jeździć codziennie. Trzeba kochać to, co się robi. Wówczas takie rzeczy nie stanowią problemu.