Wojciech Stępniewski: sezon 2025 przyniesie duże zmiany w systemie rozgrywek obu lig zawodowych
06.10.2023 15:59– Na pewno w sezonie 2024 w PGE Ekstralidze startować będzie osiem drużyn. Nie zmieni się też system rozgrywek. Jeśli chodzi o przyszłość i kolejne lata, to szykuje się duża zmiana – mówi Wojciech Stępniewski, Prezes Ekstraligi Żużlowej w rozmowie z oficjalnym serwisem PGE Ekstraligi.
– Jeśli ktoś w majestacie prawa oraz używając właściwych narzędzi marketingowych przekonał do współpracy bardzo poważne firmy takie jak Orlen, Tauron czy Azoty – to chwała mu za to i gratulacje. I jestem absolutnie przekonany o tym, że takie zaangażowanie wychodzi na dobre klubom, ale też właśnie tym sponsorom. I oby więcej takich sytuacji, bo to oznacza wyłącznie, że rozgrywki PGE Ekstraligi są dobrą marką – dodał Wojciech Stępniewski..
– Jaki to był sezon, biorąc pod uwagę ogólną ocenę rozgrywek PGE Ekstraligi?
– Nie wystawiłbym zbiorczej oceny, ponieważ uważam, że jest konieczna analiza wielopłaszczyznowa. Jeśli brać pod uwagę stronę marketingową i wizerunkową, to ponad 500 tys. widzów przed ekranami telewizorów, komputerów czy urządzeń mobilnych Canal+ i Canal+ Online finału PGE Ekstraligi, który został wzorowo zorganizowany – należy ocenić bardzo dobrze. Ostatnie SGP w Toruniu przed TV oglądało ponad 700 tys. widzów, ale na antenie otwartej TTV. Zatem wynik naszego finału uważam za absolutnie rekordowy. Generalnie całe rozgrywki cieszyły się świetną oglądalnością telewizyjną i jesteśmy na stałym poziomie 150-160 tys. widzów, biorąc pod uwagę średnią z 70 meczów. Gdy dodamy do tego grubo ponad 9 tys. widzów na stadionach, ponownie uśredniając, mając na uwadze, że obiekty w Lublinie, Grudziądzu czy Krośnie bardzo często były wypełnione po brzegi, a ich pojemność jest ograniczona, to dalej moja ocena jest bardzo pozytywna. Zakończyliśmy rozgrywki przy doskonałej i godnej finałów oprawie na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, możemy śmiało postawić się na równi z najnowocześniejszymi widowiskami sportowymi czy artystycznymi w tym względzie.
Druga strona medalu rozgrywek, to kwestie sportowe. Oczywiście mecze finałowe odbyły się w cieniu kontuzji drużyny BETARD Sparty Wrocław. Wcześniej też mieliśmy urazy zawodników. I to jest temat do głębokiej analizy.
– Uważa Pan, że potrzebne są zmiany, które spowodują, iż w takich okolicznościach będzie można zastępować kontuzjowanych zawodników?
– Łącznie kontuzji odniesionych w rozgrywkach PGE Ekstraligi było w minionym sezonie osiem. Mam na myśli poważne urazy odniesione przez zawodników w rozgrywkach ligowych. Z kolei poza rozgrywkami PGE Ekstraligi, ale w zakresie zawodników drużyn ekstraligowych, takich kontuzji było aż szesnaście. Przede wszystkim dziwi mnie fakt, że kluby pozwalały zawodnikom przed ważnymi meczami na treningi np. na motocrossie i zwiększały tym potencjalne wielkie ryzyko odniesienia kontuzji. Pierwszy z brzegu przykład, to uraz Artema Laguty w BETARD Sparcie Wrocław odniesiony w okolicznościach, w których w klubie były już kontuzje Macieja Janowskiego czy Taia Woffindena. Uważam, że kluby powinny przemyśleć politykę startową i treningową swoich zawodników, także w kontekście tego, że aż 16 kontuzji zawodników miało miejsce poza PGE Ekstraligą. Oczywiście czasami dotyczyły one imprez wpisanych do kalendarza PZM i występy tam były uzasadnione, ale nie zawsze.
Abstrahując od tego tematu, uważam, że należy mocno przemyśleć temat zastępstwa zawodnika w PGE Ekstralidze w 2024 roku na innych zasadach niż w sezonie 2023. Od razu chciałbym wrócić do sezonów COVID-owych i przypomnieć, że oznaczały one więcej możliwości do stosowania „ZZ” niż w minionym sezonie, gdy to ograniczyliśmy. W przypadku poprzednich lat zastępstwo zawodnika dla trzech żużlowców było swego rodzaju zabezpieczeniem, przy koronawirusie, aby mecze mogły się odbywać. Wiemy dziś, że sytuacja była ekstremalna, ale wiemy też, że w Polsce dość szybko poradziliśmy sobie z nią i wobec regulaminu sanitarnego udało się dość „bezboleśnie” odjechać praktycznie dwa sezony. Teraz czas powrócić do realiów innej rzeczywistości, ale też trzeba wyciągać wnioski z tego, co się wydarzyło w 2023 roku. Uważam, że można realnie zastanowić się nad dwoma zawodnikami pod względem średniej biegopunktowej w drużynie, którzy w razie kontuzji mogliby być zastępowani przez kolegów z drużyny i to w rundzie zasadniczej, a być może nawet trzema w rundzie finałowej. Wsłuchujemy się w uwagi środowiska żużlowego, w tym także dziennikarskiego i kibicowskiego, ale również uwzględniamy opinie klubów. Dodam też, że mam w pamięci poprzednie dziesięciolecia i wiem, że czasami popularna „ZZ-ka” była tematem spekulacji mediów co do tego, iż przepisy można było łatwo wykorzystać w celach, nazwijmy to, mało sportowych. Dziś poziom profesjonalizacji żużla jest dalece inny niż kilkanaście lat temu.
– Co jakiś czas przewija się w dyskusji o zastępstwie kontuzjowanych żużlowców potocznie nazywany w ten sposób „transfer medyczny”. Czy jakakolwiek formuła zastępowania zawodników kontuzjowanych zawodnikami wypożyczanymi z innych klubów, jest według Pana oceny akceptowalna?
– W dzisiejszych realiach PGE Ekstraligi, w której dążymy do rozwoju, większej liczby zawodników uprawiających ten sport, a także nie mamy jakiegoś wyraźnego zagrożenia storpedowaniem rozgrywek przez pandemię, ale nie możemy wykluczać plagi kontuzji, jestem zdania, że nie powinno być możliwości takich śródsezonowych transferów, które oznaczałyby np. zdobywanie z jedną drużyną w PGE Ekstralidze medalu, a z inną spadek z rozgrywek. Obrazowo – nie akceptuję sytuacji, w której np. na finały PGE Ekstraligi BETARD Sparta Wrocław „wypożycza” w zastępstwie Taia Woffindena i Macieja Janowskiego Jasona Doyle’a i Vadima Tarasenko. Zresztą nasuwa mi się też od razu przykład negatywny z ligi angielskiej, gdzie zawodnicy startowali w danym sezonie w kilku drużynach. Dla mnie jest to – mimo specyfiki żużla – nierozwojowe.
– Co zatem w zamian, na wypadek kontuzji np. trzeciego pod względem średniej biegopunktowej zawodnika w rundzie zasadniczej?
– Może trzeba zastanowić się nad tym, aby stosować jakąś formę, nazwijmy to potocznie „transferu medycznego” zawodnika z 1. Ligi Żużlowej do PGE Ekstraligi i uwzględniać w tych ramach nie tylko seniorów, ale także juniorów? Staram się też analizować sytuację, w której w minionym sezonie mielibyśmy kontuzje w decydującej fazie rozgrywek takich zawodników, jak np. Bartłomiej Kowalski czy Mateusz Cierniak. W przypadku finalistów PGE Ekstraligi taka kontuzja mogłaby być znacznym osłabieniem dla PLATINUM Motoru i BETARD Sparty w finałach, a nie dawała w myśl regulaminu podstaw do zastosowania zastępstwa zawodnika. Uważam, że dyskusja o takim przepisie jest nam potrzebna. Być może powinno to dotyczyć tylko fazy finałowej rozgrywek PGE Ekstraligi.
– Za nami dwa sezony U24 Ekstraligi. Realne zaplecze dla PGE Ekstraligi, a może jednak szkoleniowe zaplecze? Jak Pan uważa – jaki powinien być najbliższy cel dla tych zespołów?
– Niekomercyjny – to przede wszystkim, a więc czysto szkoleniowy. Poza tym to okno na świat dla młodych zawodników zagranicznych. Pole do popisu dla skautingu. Opcja do rozwoju dla mniej utytułowanych zawodników młodzieżowych z PGE Ekstraligi. To są wyzwania i cele dla tych rozgrywek. Nie traktujmy ich natomiast jako poligonu doświadczalnego dla czołowych juniorów ligi ze średnią powyżej 1,400 lub okazji do zdobywania punktów do tabeli za wszelką cenę. Warto brać pod uwagę realne zaplecza dla drużyn PGE Ekstraligi z drużyn U24 Ekstraligi, gdy trzeba np. zastępować słabiej dysponowanego lub kontuzjowanego czwartego – piątego seniora w kadrze. Oczywiście nie wszyscy zawodnicy z U24 Ekstraligi prezentują od razu poziom uprawniający do występów w PGE Ekstralidze.
– Kibice czekają na oficjalne stanowisko organu zarządzającego w kwestii systemu rozgrywek w sezonie 2024 oraz liczebności drużyn. Co może Pan przekazać kibicom w tych tematach?
– Na pewno w sezonie 2024 w PGE Ekstralidze startować będzie osiem drużyn. Nie zmieni się też system rozgrywek, będzie taki sam, jak obecnie. Jeśli chodzi o przyszłość i kolejne lata, to mogę powiedzieć, że szykuje się duża zmiana, ale za wcześnie na konkrety. Mogę też zdradzić, że po przejęciu zarządzania przez Ekstraligę Żużlową nad rozgrywkami obecnej 1. Ligi Żużlowej, chcemy doprowadzić do kompleksowych zmian systemowych – aby w dużej mierze ujednolicić regulaminy, a także połączyć w dość logiczną całość zasady spadków i awansów oraz ogólnej rywalizacji w obu zawodowych klasach rozgrywkowych w polskim żużlu.
– Nieco polityczna, ale jednak też czysto ekonomiczna dyskusja zapanowała w mediach żużlowych, gdy coraz więcej klubów ekstraligowych zaczęło pozyskiwać wielkich sponsorów. Jakie jest Pana zdanie na temat wsparcia sportu zawodowego, ale jednak poprzez kluby sportowe, przez spółki Skarbu Państwa?
– Jestem absolutnie zwolennikiem takiego wsparcia, bo uważam, że to jest jedna z możliwości pozyskiwania budżetu klubów, a hipokryci, którzy w przeszłości pozyskiwali również środki publiczne na funkcjonowanie klubów żużlowych, lecz teraz ich nie mają – niech zamilkną. Przypomnę, że nikomu pieniądze w polskim żużlu nie „spadają z nieba”, prezesom Jakubowi Kępie czy Michałowi Świącikowi także. Oni, ale nie tylko oni, bo przecież można też spojrzeć na inne kluby, choćby gorzowski i krośnieński – wypracowali wsparcie takich sponsorów, musieli przekonać do siebie zarządy, czy działy marketingu określonych spółek do inwestowania w kluby. Dziś lament niektórych ekspertów, że ktoś korzysta ze środków spółek skarbu państwa może być wyłącznie narzędziem do redukcji tego zaangażowania przez niektóre środowiska polityczne. I tego chcemy? W myśl zasady: „ja nie mam, to i sąsiad mieć nie może”. Jeśli ktoś w majestacie prawa oraz używając właściwych narzędzi marketingowych przekonał do współpracy bardzo poważne firmy takie jak Orlen, Tauron czy Azoty – to chwała mu za to i gratulacje. I jestem absolutnie przekonany o tym, że takie zaangażowanie wychodzi na dobre klubom, ale też właśnie tym sponsorom. I oby więcej takich sytuacji, bo to oznacza wyłącznie, że rozgrywki PGE Ekstraligi są dobrą marką.