W Krsko tata uratował mu życie – rozmowa z Lukasem Drymlem
11.05.2023 14:55Były reprezentant Czech opowiedział o cyklu FIM Speedway Grand Prix. Nie zabrakło również wspomnień z lat występów Drymla na torach żużlowych i w zawodach rangi mistrzostw Świata.
Kto jest twoim faworytem w FIM Speedway Grand Prix 2023?
Lukas Dryml: – Zdecydowanie Bartosz Zmarzlik. Niczego mu nie brakuje. Jeżeli nic się nie stanie, to pewnie ponownie wygra całą rywalizację. Co nie oznacza, że nikt nie będzie deptał mu po piętach. Jest kilku zawodników, którzy mogą napsuć mu krwi. Cykl będzie ciekawy. Może nawet dużo bardziej, niż w 2022 roku.
To kto napsuje krwi Zmarzlikowi?
– Ja bym chciał, aby w końcu na podium stanął Słowak, Martin Vaculik. Dla mnie to rodak, bo jak się rodziłem, to byliśmy w jednym państwie – Czechosłowacji. Osobiście kibicuję mu tak, jakby był z mojego kraju. Groźni będą także Leon Madsen, Mikkel Michelsen, Daniel Bewley i Maciej Janowski. Być może także Patryk Dudek. To jest taka ścisła światowa czołówka.
Daniel Bewley przebojem wjechał rok temu do FIM Speedway Grand Prix. On tak trochę przypomina ciebie z 2002 roku, gdy sensacyjnie wdarłeś się do czołówki cyklu.
– Coś w tym jest. Bewley jest młody, szybki i niczego się nie boi. Podobnie jak i mnie kiedyś, brakuje mu jeszcze takiej regularności, a wynik w FIM Speedway Grand Prix buduje się na notorycznym wchodzeniu do półfinałów. Ja do końca się nie czuję spełniony w FIM Speedway Grand Prix. Oby Bewley’owi się udało.
Wróćmy do twojej historii. W sezonach 2002 i 2003 robiłeś furorę w Grand Prix. Sensacyjnie deptałeś najlepszym na świecie po piętach. Cztery razy stanąłeś na podium. Niestety, wszystko przekreśliła kontuzja w 2003 roku w słoweńskim Krsko. Byłeś wtedy bardzo młodym zawodnikiem. Wróżono ci wielką karierę.
– Ja miałem jedną zasadę. Nigdy nie myślałem o medalu, czy końcowym miejscu w FIM Speedway Grand Prix, ale skupiałem się na pojedynczej rundzie. To zdawało egzamin. Miałem wspaniałe turnieje, ale też trochę wpadek. Ta nieregularność, to właśnie był mój problem. Miałem jednak 22-lata i to się chyba stąd brało. Lubiłem też ryzykować. Wydawało się, że z czasem będzie lepiej. Niestety, w Krsko rzeczywiście wszystko wywróciło się do góry nogami. To nie, że po tym już się bałem jeździć, ale z tyłu głowy ten straszny wypadek, gdzieś siedział. Już jak wiemy się nie podniosłem i do tej formy z 2002 i 2003 roku nigdy nie wróciłem. Najbardziej żałuję tego, że w Krsko przewróciłem się nie z mojej winy, ale przez źle zamontowaną bandę (wtedy pneumatyczne bandy były na prostych, ale szybko się z tego wycofano). Widocznie tak chciał los.
W wyniku upadku zapadł ci się język, dusiłeś się. Niewiele zabrakło do tragedii.
– Na szczęście uratował mnie ojciec, który wiedział jak postąpić. To już historia. Po tym zdarzeniu za szybko wróciłem na tor. Powinienem dać sobie więcej czasu.
Od tamtych czasów sukcesów Czechów w FIM Speedway Grand Prix nie ma…
– Rzeczywiście tego nam brakuje. Nasz związek z FIM Speedway Grand Prix jest taki, że organizujemy turniej w Pradze i dostajemy dziką kartę na te zawody. To za mało, aby o żużlu w Czech było głośno. Bez spektakularnych sukcesów nasz sport nie stanie się popularny.
Co roku organizujecie jednak najstarszy turniej żużlowy na świecie – Zlatą Prilbę. Zawody w Pardubicach rokrocznie ogląda około 15 tysięcy widzów.
– To jest jednak turniej towarzyski, zwieńczenie sezonu. My potrzebujemy sukcesów na arenie międzynarodowej. Potrzebujemy też większe ligi, bo cztery drużyny to za mało.
Polska i Czechy to sąsiedzi, ale to u nas żużel jest potęgą, choć wy również mieliście wspaniałe gwiazdy. Dlaczego u nas się udało ze speedway’em, a u was nie?
– To jest niesłychana historia, co wy robicie z żużlem. Pamiętam czasy, gdy mój ojciec jeździł w Polsce i choć nie było wtedy obcokrajowców, to już Polacy kochali żużel i na stadiony przychodziły tłumy. W Polsce po prostu kocha się żużel. Pamiętam też swój debiut w waszej lidze, w barwach ROW-u Rybnik. Zwykły mecz, a mnóstwo fanów. U nas tak nigdy nie było. Największym waszym plusem zawsze było to, że mieliście znakomicie zorganizowane kluby, które stawiały i stawiają na szkolenie. Juniorzy zawsze mogli liczyć na mnóstwo startów i przez to mieli szansę na rozwój. Jak jeszcze to wszystko opakowaliście, to aż się chce oglądać. Ja w telewizji oglądam wszystkie mecze PGE Ekstraligi. Telewizja w waszym kraju znakomicie pokazuje sport żużlowy, a ligi są szalenie atrakcyjne i ciekawe. Do tego dochodzą sponsorzy. Jeżeli chodzi o żużel, to w Polsce pod tym względem jesteście perfekcyjni. Wisienką na torcie jest turniej ORLEN FIM SPEEDWAY GRAND PRIX OF POLAND w Warszawie. Wszystkiego w żużlu wam zazdroszczę. Szkoda tylko, że brakuje wam jakiejkolwiek konkurencji. Dzisiaj żużel to wy, potem bardzo daleko z tyłu Szwecja, Dania i Wielka Brytania. Ale szkółki dla dzieci są tylko u was. Tylko u was, to narodowy sport. Bardzo mi się to podoba.
W ostatnich latach mieliście mnóstwo talentów, ale regularnie gdzieś się rozmieniały na drobne. Czy ktoś odwróci ten trend?
– Mam nadzieję, że zrobi to Jan Kvech. Jest szalenie utalentowany. Oczywiście, to jeszcze nie zawodnik na FIM Speedway Grand Prix, ale w ciągu trzech lat – kto wie. Powinien postawić na większą profesjonalizację swojego teamu. Otoczyć się specjalistami z Polski. Wtedy ma szansę zrobić karierę. Myślałem, że o wiele dalej zajdzie Vaclav Milik. Wydawało się, że jego kariera potoczy się lepiej. Miał jednak dołek. Teraz chyba z niego wychodzi za sprawą startów w CELLFAST WILKÓW Krosno.
Podoba ci się ORLEN FIM SPEEDWAY GRAND PRIX OF POLAND?
– Gdy ja zaczynałem starty w FIM Speedway Grand Prix, to cykl właśnie wchodził na duże europejskie obiekty. Szkoda, że dzisiaj już nie ma turniejów w Sztokholmie, Goeteborgu, Sydney i Kopenhadze. Niemniej, to co się dzieje w Warszawie, liczba widzów, atmosfera, i tak wszystko przebiło.