Szymon Woźniak: Przed zawodami brałbym taki wynik w ciemno (wywiad)

Fot. Zuzanna Kloskowska

Szymon Woźniak to jeden z trzech Polaków startujących w tegorocznym cyklu FIM Speedway Grand Prix. Jest to debiutancki sezon zawodnika EBUT.PL STALI Gorzów w walce o tytuł mistrza Świata. Po turnieju, który odbył się na PGE Narodowym, zawodnik opowiedział o swoich odczuciach po 2024 ORLEN FIM SGP of Poland – Warsaw.

Szymon, jakie odczucia towarzyszą ci po ORLEN FIM SGP of Poland na PGE Narodowym? Jaką ocenę sobie wystawisz?

Szymon Woźniak (EBUT.PL STAL Gorzów): Nie wiem, jaką dać sobie ocenę. Mogła to być piątka, ale się nie udało. Mogło być dużo lepiej, wiozłem dużo punktów, miałem genialne starty przez cały wieczór, a to było kluczowe na stadionie w Warszawie. Te dobre starty były jednak niewystarczające, trzeba mieć się na baczności, trzeba wybierać dobre linie, trzeba motocykl „krótko trzymać”. Mi trochę tego zabrakło, takiej orientacji w terenie. To były moje pierwsze w życiu zawody na torze tymczasowym, nie sądziłem, że różnica w zachowaniu toru będzie aż tak duża. Miałem bardzo dużo dobrych podpowiedzi od Grega, ale wiadomo, że to nie jest to samo, na takim torze trzeba się odpowiednio zachowywać, trzeba go czuć, trzeba się na nim odnaleźć. Kilka rzeczy zrobiłem bardzo dobrze, kilka zrobiłem nie tak dobrze, jak powinienem zrobić. Szkoda, bo był apetyt na więcej. Na pewno nie będę teraz narzekał – pierwszy raz w życiu awansowałem do półfinału Grand Prix, w swoim drugim starcie jako stały uczestnik, przy dziesiątkach tysięcy kibiców na PGE Narodowym, na oczach mojej rodziny. Muszę być zadowolony! Przed zawodami brałbym taki wynik w ciemno, dałem sobie, rodzinie, kibicom trochę radości, taki był plan, i to się udało.

Fot. Jan Kwieciński

W półfinale zabrakło skupienia na jednym z łuków i to zadecydowało o braku awansu do finału?

Sądzę, że w półfinale nie zrobiłem nic bardzo złego. Bardzo dobrze wystartowałem i trzymałem się szybkiej linii przy krawężniku, która była optymalna w tej fazie zawodów. W momencie, kiedy dwaj zawodnicy mnie wyprzedzili, bardzo szybko mi odjechali, to pokazało, że na półfinał trzeba było wprowadzić bardziej zdecydowane, a nie kosmetyczne zmiany, jak to robiliśmy w fazie zasadniczej. Trzeba było postawić wszystko na jedną kartę, być może wtedy motocykl byłby szybszy, teraz to wiem. Jestem takim żółtodziobem w gronie bardziej doświadczonych zawodników, którzy lepiej znają specyfikę zawodów na tymczasowych torach. Mój sprzęt genialnie startował i to dawało mi duże możliwości. Niestety, zabrakło trochę tego obeznania na tego typu torze, bo różnica jest ogromna. Zabrakło trochę tej orientacji w terenie, trochę takiego cwaniactwa i obycia w poszczególnych etapach zawodów. Jak zestroić motocykl. Jestem bogatszy o kolejny doświadczenia.

Z perspektywy trybun wyglądało na to, że na wyjściach z łuków tworzyły się koleiny. Wy, jako zawodnicy, mieliście takie odczucia?

W tej stawce jeździ 16 najlepszych żużlowców na świecie. Moim zdaniem tor był całkiem niezły. Myślę, że wielokrotnie oglądaliśmy zawody na torach tymczasowych, które „rwały się” dużo bardziej. Ja nie mogę narzekać.

Jakie emocje towarzyszyły ci przy okazji samego startu na PGE Narodowym? Odczuwałeś dodatkowy stres lub emocje?

Nie, nie było takiego stresu, ale też trzeba sobie szczerze powiedzieć, że start na takim obiekcie nie przychodzi z dnia na dzień. Ja osobiście pracowałem 23 lata, aby móc wystartować w cyklu Grand Prix, na największych obiektach. Te 23 lata spowodowały też, że kiedy wyjeżdżam na tor, bez względu na to, jak liczna jest publika, to jestem skupiony na zadaniu, jakie mam do wykonania. Emocje trzymałem z dala, wygrałem wyścig, to pokazuje, że głowa mi się nie zagotowała.

Fot. Ewelina Włoch-Wrońska

Wrażenia z warszawskiej rundy będą ci towarzyszyć długo?

Wrażenia z turnieju są genialne. Moment, który najbardziej zapadł mi w pamięci to ten, kiedy staliśmy na podeście, na prezentacji i cały biało-czerwony stadion zaśpiewał hymn Polski. Miałem gęsią skórkę i czułem, jakby ktoś mi doczepił skrzydeł. Było to coś niesamowitego i czułem się po prostu tak, jak nigdy w życiu. To było genialne uczucie i takich rzeczy się nie zapomina.

Jak wiele znaczy dla ciebie wsparcie Grega Hancocka?

Bardzo wiele! To jest aspekt, który pomógł mi np. w debiucie na tymczasowym torze, gdzie mogłem być konkurencyjny w stosunku do innych, bardziej doświadczonych zawodników. Bardzo dużo rozmawialiśmy po kwalifikacjach, zmieniliśmy koncepcję sprzętu, i to zagrało naprawdę dobrze. Współpraca z Gregiem bardzo mi służy. Tak naprawdę podpowiada mi więcej, niż jestem w stanie przyswoić. Tutaj piłka jest po mojej stronie: ile rzeczy, które mi podpowiada, jestem w stanie faktycznie zabrać ze sobą na tor. 

Klaudia Waltoś
Tomasz Kania