Piotr Mikołajczak: Zawodnicy BETARD SPARTY nas zweryfikowali (wywiad)

Fot. Ewelina Włoch-Wrońska

W zaległym spotkaniu 9. rundy PGE Ekstraligi BETARD SPARTA Wrocław wygrała u siebie z KRONO-PLAST WŁÓKNIARZEM Częstochowa 54:36. Przed tym meczem ciężko było wytypować faworyta, jednak gospodarze szybko rozwiali wszelkie wątpliwości. Po starciu na Stadionie Olimpijskim, krótkiego wywiadu portalowi ekstraliga.pl udzielił dyrektor sportowy drużyny gości, Piotr Mikołajczak.

Norbert Giżyński (ekstraliga.pl): Z państwa strony z pewnością nie miało to tak wyglądać. Wszyscy obserwatorzy, jak również uczestnicy, tego spotkania nastawiali się zwłaszcza na zaciętą walkę. Tymczasem przegraliście różnicą 18-stu punktów.

Piotr Mikołajczak (dyrektor sportowy KRONO-PLAST WŁÓKNIARZA Częstochowa): Niestety… wygląda na to, że mieliśmy słabszy dzień. Zapewniam, że przyjechaliśmy do Wrocławia po pełną pulę trzech ligowych punktów. Zawodnicy BETARD SPARTY jednak nas zweryfikowali. Można powiedzieć, że tak naprawdę jechaliśmy praktycznie dwoma żużlowcami. Pod koniec coś złapał co prawda Kacper Woryna, ale też i wtedy nie do końca pojechał tak, jak na pewno wszyscy byśmy chcieli. W trakcie meczu myśleliśmy o wprowadzaniu zmian taktycznych, ale jednak przewaga przeciwników była tak duża, że nawet gdybyśmy ich dokonali, nie wiadomo, czy uratowałyby koniec końców wynik meczu. Trener Janusz Ślączka chciał zatem pozwolić chłopakom pojeździć jeszcze, patrząc przez pryzmat ewentualnego spotkania się z wrocławską drużyną w fazie play-off.

Wspomniał pan właśnie o rezerwach taktycznych, a właściwie ich braku. Co prawda w 12. biegu Kacpra Halkiewicza zastąpił Bartosz Śmigielski. Dlaczego jednak zmiany nie były wprowadzane wcześniej, np. w trzeciej serii startowej?

Oczywiście, że mogliśmy dokonać zmian taktycznych, ale gdybyśmy je wprowadzili choćby w trzeciej serii, to wyłączylibyśmy przynajmniej dwóch zawodników: załóżmy Kacpra Worynę czy Maksyma Drabika. Jeśli już, to właśnie za nich mogłyby być wprowadzane te rezerwy. W ten sposób w zasadzie już kompletnie byśmy z nich zrezygnowali z dalszej części zawodów. A to suma summarum doprowadziłoby do tego, że – wówczas właściwie trzema zawodnikami – tak czy inaczej tego meczu by się nie wygrało. Stąd taka decyzja trenera, żeby naszym polskim rajderom dać jeszcze szansę. Można rzec, że wyszło to w pewnym stopniu nam na dobre, bo zarówno Kacper, jak i Maksym w ostatnich swoich biegach – we właściwej części potyczki – w pewien sposób się przebudzili.

Fot. Patryk Kowalski

Czy w piątkowy wieczór tor we Wrocławiu poniekąd was zaskoczył?

Czy zaskoczył? W BETARD SPARCIE Wrocław pracowałem przez dwa lata i tor, moim zdaniem, był taki, jaki go zapamiętałem z okresu mojej przygody w tym klubie. W niczym zatem nie powinien zaskoczyć, ale coś nie zagrało. Być może chłopaki po prostu źle spasowali się. W pierwszej i drugiej serii nie poszliśmy w tę stronę, w którą powinniśmy. Potem zaszły korekty w sprzętach i – tak jak wcześniej powiedziałem – przynajmniej u Maksyma i Kacpra była poprawa. Obydwaj jechali na swoich wszystkich trzech motocyklach. Wprowadzali wszystkie zmiany, jakie tylko mogli i w końcu w trzeciej oraz czwartej serii coś u nich drgnęło. Na pewno wyciągnęli wnioski na przyszłość i mam nadzieję, że w przypadku ewentualnej, ponownej rywalizacji z BETARD SPARTĄ w play-off, we Wrocławiu będzie już zupełnie inna walka.

Jak już wcześniej było wspomniane, przyjechaliście na Dolny Śląsk powalczyć, a otrzymaliście od rywali tzw. „zimny prysznic”. Czy nie sądzi pan jednak, że może on podziałać na was motywująco, jeśli chodzi o najbliższe spotkanie z EBUT.PL STALĄ Gorzów, z którą zmierzycie się już 5 lipca, tym razem na własnym terenie?

Mam nadzieję, że tak, choć zdajemy sobie sprawę, iż może być to bardzo ciężki mecz, podobnie zresztą jak ten miniony na Olimpijskim. Wszak EBUT.PL STAL Gorzów to bardzo wymagający przeciwnik. W każdym razie będziemy do tego starcia przygotowywać się tak, jak do każdego innego, czyli bardzo solidnie. Przed tym meczem na pewno będzie zorganizowany trening dla wszystkich naszych zawodników. I głęboko wierzę, że chłopaki szybko spotkanie we Wrocławiu puszczą w niepamięć, wyciągną odpowiednie wnioski i wygramy batalię z gorzowską ekipą – za trzy punkty.

Norbert Giżyński