Kolejne ciężkie zderzenie PGG ROW Rybnik z PGE Ekstraligą (podsumowanie)
25.10.2020 11:59Po zakończonym sezonie w PGE Ekstralidze, drużyna z Rybnika nie tylko na papierze, ale i na torze pokazała, jaka różnica dzieli jeden poziom ligowy. Mimo pozyskania zawodników, którzy mogli zrobić różnicę oraz utrzymania swoich liderów z poprzedniego sezonu, PGG ROW był w stanie zwyciężyć tylko raz – z MOJE BERMUDY Stalą Gorzów.
Przygotowania do sezonu obfitowały w spore zaskoczenia. W ostatni dzień okna transferowego kontrakt warszawski podpisał Greg Hancock, a na stanowisku trenera pojawił się świetnie wszystkim znany ze studia telewizyjnego Piotr Świderski. Obaj panowie wybrali jednak inne drogi. Ostatecznie szkoleniowcem PGG ROW-u został Lech Kędziora, a sprawę byłego mistrza świata, który odwiesił kevlar, aby poświęcić czas chorej żonie ostatecznie podsumował prezes Krzysztof Mrozek. – Ta informacja nie jest dla nas wielkim zaskoczeniem, bo od początku naszych rozmów wiedzieliśmy, co w tej chwili jest dla Grega najważniejsze. Szanujemy oczywiście jego decyzję, a małżonce życzymy zdrowia – wyjaśnił.
Cała przygoda PGG ROW Rybnik w PGE Ekstralidze rozpoczęła się bardzo niepokojąco. Już w czasie treningu przed rozpoczęciem sezonu łopatkę złamał Przemysław Giera, który miał być liderem juniorów. Pierwszym rywalem rybniczan był RM SOLAR Falubaz Zielona Góra, a w składzie beniaminka pojawił się regulaminowy “gość”, Adrian Miedziński. Jednak nie pokazał on swoich pełnych możliwości, kończąc spotkanie z zerowym dorobkiem. – Na pewno wychodzi brak objeżdżenia i sytuacje torowe też są inne. Ja miałem tak naprawdę 2 treningi, gdzie potestowałem motocykle, a ten tor jest troszeczkę inny – zaznaczył żużlowiec podczas meczu.
Spotkanie zakończyło się porażką rybniczan 36:53, a dodatkowo uwypukliło problemy, które miały przyprawiać o ból głowy. Brak dobrze punktujących juniorów i seniorzy bez błysku nie pozwoliły drużynie PGG ROW-u Rybnik na nawiązanie walki o utrzymanie, a nawet na zdobycie chociażby 40 punktów. Na plus można jedynie zapisać formę Roberta Lamberta, który w dalszej perspektywie miał okazać się strzałem w dziesiątkę.
Kolejny momentem zwrotnym dla drużyny okazał się już następny mecz, który zakończył się wynikiem 58:32 dla MRGARDEN GKM Grudziądz. Świeżo wypożyczony junior, Kamil Nowacki, z trudem starał się wpasować do składu, a w ostatnim biegu miedzy Robertem Lambertem i Andzejem Lebedevsem doszło do kontaktu, który dla Łotysza zakończył się poważną kontuzją i wykluczeniem na niemal wszystkie przyszłe mecze tej edycji PGE Ekstraligi.
W serca kibiców nadzieję wlała 3. kolejka, w której to osłabiony PGG ROW Rybnik na swoim torze pokonał znajdującego się wtedy w dolnych rejonach tabeli MOJE BERMUDY Stal Gorzów. Następne 3 mecze pozwoliły jedynie potwierdzić, że zbudowany skład odstawał od reszty stawki. Przegrana w Lublinie ze zdobyczą drużynową 31 punktów, następnie porażka u siebie z aktualnym Drużynowym Mistrzem Polski, FOGO Unią Leszno do 34 punktów i pogrom do 27 punktów z BETARD Spartą Wrocław, podkreśliły braki. Wyniki odebrały także skrzydła kapitanowi PGG ROW-u, Kacprowi Worynie, który z wielkim trudem starał się dogadać ze sprzętem. Swoje świetne przygotowanie z meczu na mecz potwierdzała rewelacja sezonu – Robert Lambert, zdobywając w tych trzech spotkaniach łącznie 41 punktów. – Jestem zadowolony ze swojej dyspozycji w tym sezonie. Wiedzieliśmy, że przyjeżdża bardzo ciężki rywal. FOGO Unia Leszno to przecież mistrz Polski z zeszłego roku. Wiedzieliśmy, że będziemy męczyć się. Nie udało się wygrać, musimy pracować dalej i skupiać się na jak najlepszych występach w przyszłości – powiedział po meczu nowo wykreowany lider z Wielkiej Brytanii.
Kolejne spotkanie na rybnickim owalu z drużyną ELTROX Włókniarz Częstochowa podniosło nieco na duchu całą drużynę i kibiców, bo mimo przegranej, było widać duże zaangażowanie, a osiągnięte wtedy przez PGG ROW Rybnik 41 punktów i świetna jazda Kacpra Woryny, który zdobył wówczas 14 punktów wydawała się przebudzeniem, na który czekał cały Rybnik.
Na tym jednak pozytywy w tegorocznej PGE Ekstralidze się skończyły. Kolejne przegrane z RM SOLAR Falubaz Zielona Góra (33:57), MRGARDEN GKM Grudziądz (39:51), następnie z MOJE BERMUDY Stal Gorzów (38:52) i Motorem Lublin (38:52) były tylko wstępem prawdziwych pogromów, w których to PGG ROW Rybnik był tylko tłem. W ostatni dzień sierpnia beniaminek pojechał do Leszna, a tam FOGO Unia pokazała możliwości, miażdżąc przyjezdnych 65:25. Potem wyjątkowo na swoim stadionie, rybnicki zespół ponownie gościł ELTROX Włókniarz Częstochowa, a wynik 30:60 nie pozostawiał już żadnych złudzeń. – Chcemy jak najlepiej, coś nie wychodzi i będziemy walczyć dalej i szukać prędkości. Wszyscy próbowali i coś nie wyszło – podsumował pogrom zawiedziony Vaclav Milik.
Ostanie spotkanie fazy zasadniczej odbyło się na Gliwickiej 72, gdzie gospodarze zmierzyli się z BETARD Spartą Wrocław. Przegrana, ale w dobrym stylu mogła się podobać, natomiast w każdym spotkaniu rybniczanom czegoś brakowało, a liczba przeprowadzonych zmian z meczu na mecz nie pozwalała na stabilizację.
Trzeba zauważyć, że PGG ROW Rybnik mógł zrobić niewiele więcej, jeśli chodzi o sam skład. Na pewno problemy kapitana drużyny, Kacpra Woryny, skomplikowały uzyskiwanie dobrych rezultatów, natomiast bez przyzwoitej formacji juniorskiej nie osiągnie się sukcesu. Strzałem w dziesiątkę okazał się natomiast Robert Lambert, którego jazda obfitowała w wiele wspaniałych akcji, a zdobycz punktowa była zwykle najokazalsza. Poważne kontuzje dwóch podstawowych zawodników (Lebedevsa i Giery) to tylko potwierdzenie, że biednemu zawsze wiatr w oczy. Pozostaje jedynie wierzyć, że po zakończeniu następnego sezonu w eWinner 1. Lidze Żużlowej, powrót PGG ROW-u Rybnik do najlepszej żużlowej ligi świata będzie bardziej okazały, a kibice w końcu doczekają się składu na miarę 12-krotnego mistrza Polski.
Grzegorz Rybak