Jaimon Lidsey: 40 punktów we Wrocławiu to był nasz cel

Fot. Dariusz Ryl

6 punktów w 5 startach – to dorobek Jaimona Lidsey’a w pierwszym ćwierćfinałowym meczu PGE Ekstraligi. Jego ZOOLESZCZ GKM Grudziądz przegrał we Wrocławiu 40:50, ale jak przyznał Australijczyk, udało się zrealizować plan minimum.

Grudziądzanie nie byli faworytem dwumeczu z BETARD SPARTĄ Wrocław, ale końcówka sezonu zasadniczego pokazała, że trzeba się z nimi liczyć. W pierwszym meczu ćwierćfinałowym ZOOLESZCZ GKM przez długi czas świetnie radził sobie na Stadionie Olimpijskim. Ostatecznie goście polegli 10 punktami, ale i tak mają powody do optymizmu przed meczem rewanżowym.

– Dla nas zrobienie 40 punktów było trochę jak cel na to spotkanie. Mam nadzieję, że w rewanżu uda się nam wygrać i awansować, chociażby jako lucky loser – mówił po meczu w rozmowie z ekstraliga.pl Jaimon Lidsey. – Jako drużyna pojechaliśmy naprawdę dobrze, udało się wywalczyć kilka podwójnych zwycięstw. Do tego zaliczyliśmy niezłą końcówkę – podkreślił Australijczyk.

Nawet jeśli nie udałoby się odrobić strat, to wyniki innych meczów mogą sprawić, że do roli “lucky losera” ZOOLESZCZ GKM-owi wystarczy zwycięstwo. Grudziądzanie spróbują jednak awansować dalej jako zwycięzcy dwumeczu. W pojedynkach z BETARD SPARTĄ Wrocław radzą sobie na swoim torze bardzo dobrze.

– U siebie jesteśmy pewniejsi, szybsi i czujemy się bardzo dobrze. Oby udało się to wykorzystać i jechać dalej – powiedział Lidsey.

Walkę o zwycięstwo uniemożliwiła jednak słabsza postawa właśnie Australijczyka. Po dobrym początku były mistrz świata juniorów był już wolniejszy i dokładał do swojego dorobku pojedyncze punkty.

– Zacząłem dobrze i myślałem, że mecz będzie układał się dla mnie lepiej, ale potem było już słabo. Byłem wolniejszy i wybrałem zły kierunek, jeśli chodzi o zmiany ustawień. Mogło być lepiej, bo w końcu zawsze może być lepiej, ale wiem, że w przyszłym tygodniu stać mnie na taki występ, żeby pomóc w wygranej – zakończył Jaimon Lidsey.

Joachim Piwek