Francis Gusts: Nie jestem najszczęśliwszy na świecie. Może być lepiej (wywiad)

Fot. Łukasz Trzeszczkowski

Francis Gusts godnie zastąpił kontuzjowanego Daniela Bewley’a w szeregach BETARD SPARTY Wrocław. Łotysz w Lesznie wywalczył 9 punktów i dwa bonusy, walnie przyczyniając się do tego, że wrocławianie do samego końca pozostawali w walce o zwycięstwo.

Gusts znakomicie rozpoczął mecz w Lesznie. W trzecim wyścigu wspólnie z Maciejem Janowskim pokonał podwójnie duet gospodarzy, a swojego drużynowego kolegę „odstawił” na kilkadziesiąt metrów. Błysnął też w 12. wyścigu, pokonując Andzejsa Lebedevsa. Dobra postawa zaowocowała występem w decydującym biegu dnia. W rozmowie z ekstraliga.pl Gusts przyznał, że wynik mógł być lepszy, a także opowiedział o sympatii do toru w Lesznie i wsparciu mechaników Daniela Bewley’a.

Joachim Piwek (ekstraliga.pl): Gratuluję ci świetnego występu. Co sprawiało, że byłeś w Lesznie tak szybki?

Francis Gusts (BETARD SPARTA Wrocław): Właściwie to nie sądzę, żebym był jakoś szczególnie szybki. Miałem kilka dobrych startów i je wykorzystałem. Bardzo lubię tory tego rodzaju – szerokie, na których da się pojechać po zewnętrznej. Ta ścieżka w tym meczu pracowała.

Nadal trzeba przyznać, że świetnie broniłeś się przed atakami i wykorzystywałeś przewagę wynikającą ze startów.

Nie jest chyba żadnym sekrtem, że korzystałem z motocykli Daniela Bewley’a. Właściwie to miałem odczucia podobne do moich.

A korzystałeś też z pomocy jego mechaników?

Tak, oczywiście. Miałem swojego mechanika i dodatkowo ekipę Daniela. Oni znają te silniki, a ja przekazywałem im moje subiektywne odczucia i opinie. Wtedy oni wdrażali poprawki. Część z nich zadziałała świetnie, a część nie do końca. Może była w tym też moja wina.

Trudno było dopasować się do sprzętu Bewley’a?

Staraliśmy się dobrze startować i tak też zestroiliśmy sprzęt. Położyliśmy nacisk na start, bo dużo łatwiej było walczyć o punkty po dobrym starcie.

Wyprzedzanie w Lesznie było trudne?

Nie było znowu tak źle. Widzieliśmy ładne ataki różnych zawodników. Jakub Krawczyk kilka razy popisał się na trasie.

Nie było wyścigów do optymalnej linii jazdy? Można było odnieść wrażenie, że wszyscy jak najszybciej starali się wyjechać za środek toru.

Kiedy ktoś jest dużo szybszy od kogoś innego, to łatwo wyprzedzić. Nie było tak, jak na śliskich torach, kiedy jest jedna linia i trzeba się jej trzymać. Tor był raczej dość przyczepny. Było sporo wody.

Wspomniałeś, że lubisz też takie tory jak ten w Lesznie.

Tak, lubię gdy jest szeroko i można się rozpędzić. To fajny tor, wydaje mi się, że dość podobny do owalu we Wrocławiu.

Czy z całego występu możesz być więc zadowolony?

Zawsze może być przecież lepiej. Uśmiecham się i mam do tego powody, ale nie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nadal wiele rzeczy mogę poprawić, ale cieszę się, bo to były jedne z najlepszych moich zawodów w tym roku.