Robert Kościecha: awans był naszym marzeniem (wywiad)

Fot. Patryk Kowalski

Pierwszy raz ZOOLESZCZ GKM Grudziądz awansował do fazy play-off PGE Ekstraligi. Trener Robert Kościecha nie krył wzruszenia. – To efekt ciężkiej pracy wszystkich pracowników klubu – mówi w wywiadzie dla ekstraliga.pl.

Jakub Keller (ekstraliga.pl): Historia dzieje się na naszych oczach. Jak to jest być pierwszym trenerem, który wprowadza grudziądzki zespół do fazy play-off PGE Ekstraligi?

Robert Kościecha (trener ZOOLESZCZ GKM Grudziądz): To było nasze marzenie. Jestem szczęśliwy, że udało się tego dokonać w pierwszym roku mojej pracy na stanowisku pierwszego trenera.

Przez lata próbował Robert Kempiński, później Janusz Ślączka. Panu, jak sam pan wspomniał udało się za pierwszym razem. Jaka jest recepta na ZOOLESZCZ GKM w play-off?

Ciężka praca. Mamy znakomitą ekipę. I nie tylko na torze. Jest też dobra atmosfera w parku maszyn. Wszyscy się wspierają, wymieniają informacjami. Każdy jest sobą. Z takimi ludźmi aż przyjemnie się pracuje.

Fot. Jarosław Pabijan

W jakim nastroju opuszczał pan w piątek stadion po przerwanym meczu?

To była bardzo mądra decyzja. Po wszystkim rozmawialiśmy z sędzią. Powiedział, że był to za bardzo ważny mecz, by miał się rozstrzygnąć po ósmym biegu i na dodatek w deszczu. Podpisuje się pod tymi słowami.

Piątkowe opady mocno popsuły tor?

Trochę tak. W sobotę przygotowywaliśmy go od rana do godz. 17. Później mieliśmy trening. Sam biegałem z miotełką i pomagałem, jak tylko mogłem.

Podobno w sobotę bardzo długo trenowaliście?

Oj tak. Toromistrz i pracownicy klubu wykonali doskonałą pracę. W sobotę cały dzień spędziłem na stadionie. W domu byłem około godz. 20, ale jak widać opłacało się.

Wszyscy zawodnicy zostali i trenowali? Podobno Vadim Tarasenko miał gorączkę?

W piątek już miał gorączkę. Dowiedzieliśmy się o tym przed meczem. Ale w sobotę już gorączka schodziła. Na szczęście, bo pojechał bardzo dobry mecz.

Fot. Jarosław Pabijan

To też sztuka? Niektórych choroba potrafi rozłożyć tak, że nie potrafią wstać z łóżka.

Kiedyś na zawodach młodzieżowych Kevin Małkiewicz uskarżał się na gorączkę. Powiedziałem mu, że niech nie liczy na to, że przejedzie sezon bez żadnej dolegliwości. Taki los żużlowca. Trzeba zacisnąć zęby i jechać.

Mecz o godz. 14:00 w PGE Ekstralidze to rzadkość. Ciężko było przygotować tor?

Pierwszy raz jechaliśmy w takiej aurze o takiej porze. Zupełnie inaczej się przygotowuje nawierzchnię na taką porę niż na godz. 16:00 czy 20:00. To jest jednak atut gospodarzy. Może przygotować tor jak chce. Kibice wyszli trochę okurzeni. Ale chyba szczęśliwi.

Wszystko było jasne po 13. biegu. Nie pojawił się pomysł, aby w 14. gonitwie dać szansę juniorom?

Nie, bo zawodnicy, którzy pojechali w 14. biegu, po prostu na to zasłużyli. Nie tylko tym meczem, ale i całym sezonem.

Fot. Jarosław Pabijan

Ogłosiliście, że lider Max Fricke zostaje z wami. Ale mam wrażenie, że ZOOLESZCZ GKM Grudziądz ma w tym sezonie też cichego bohatera, którym niewątpliwie jest Michael Jepsen Jensen. Zgodzi się pan z tym?

To jest bohater drugiej części naszego sezonu. Po kontuzji Jasona Doyle’a musieliśmy działać i szukać wzmocnień. Nalegałem, żeby sięgnąć po Michaela Jepsena Jensena. Pamiętam go jeszcze z czasów, kiedy pracowałem w Toruniu.

Chyba szybko dopasował się do waszego zespołu?

Zżył się z zespołem. I nie tylko on. Jego mechanicy także.

Zasłużył na szansę w kolejnym sezonie?

Tego panu nie powiem (śmiech).

Jason Doyle pogratulował awansu do fazy play-off?

Nie sprawdzałem jeszcze telefonu. Ale możliwe, bo mam sporo wiadomości.

Jakub Keller