Nieprzespana noc Roberta Kościechy. – Budziłem się co godzinę

Fot. Darek Ryl

Trudne dni ma za sobą Robert Kościecha. – Najpierw kontuzja Jasona, później wątpliwości z Zastępstwem Zawodnika, a na koniec plandeka – wspomina. Z wyraźnym uczuciem ulgi opowiada jednak w rozmowie dla ekstraliga.pl o domowym zwycięstwie nad KS APATOREM Toruń.

Jakub Keller (ekstraliga.pl): Spadł panu kamień z serca? Bo ostatnie dni były chyba nerwowe?

Robert Kościecha (trener ZOOLESZCZ GKM-u Grudziądz): Oj i to bardzo. Zaczęło się od informacji o urazie Jasona Doyle’a. W nocy budziłem się co chwilę oczekując informacji. Później ta niepewna sytuacja związana z zastępstwem zawodnika. A na koniec ta plandeka.

Jak bardzo pokrzyżowała ona wam plany w przygotowaniu nawierzchni?

Myślałem, że o godz. 11 będzie zdjęta, ale tak się nie stało. Pół godziny przed próbą toru pan komisarz przychylił się do mojej prośby i pozwolił ja usunąć. I wtedy mogli wziąć się do pracy pracownicy odpowiedzialni za przygotowanie nawierzchni.

Dlatego przegrywaliście na początku starty?

W 20 minut czy pół godziny nie da się zrobić takiego startu jak się chce. Start był podobny, jak na treningach, ale nie taki sam. Goście pozakładali przełożenia w ciemno i trafili. My się dopiero pod koniec z tym wszystkim połapali.

Czasu na rozmowy w parku maszyn chyba nie było zbyt wiele?

Dokładnie. Sędzia gnał z zawodami, bo wiadomo, jakie były prognozy pogody.

Fot. Jarosław Pabijan

Sześć punktów uzyskanych w ramach Zastępstwa Zawodnika to pana zdaniem dobry wynik?

Wiadomo jak to jest z ZZ-tką. Może udać się trzy, a nawet cztery razy, ale pozostaje jeszcze 14. bieg. Na szczęście wszystko ułożyło się dla nas dobrze. Nawet bardzo dobrze.

Co ze stanem zdrowia Jasona Doyle’a? Kiedy będziecie mogli skorzystać z jego usług?

Na pewno nie będziemy mogli przez 15 dni, ze względu na Zastępstwo Zawodnika. Wiele wyjaśni się w ciągu kilku najbliższych dni. Mamy nadzieję, że Jason będzie mógł pomóc nam jak najszybciej. Chcemy jednak aby wrócił w stu procentach zdrowy i pełen sił.

Jamon Lidsey był w stu procentach zdrowy i gotowy do derbowego spotkania? Trochę się ostatnio poobijał.

Nasz fizjoterapeuta się nim zajął. Wszystko było w porządku.

Początek meczu jednak nie był dość dobry w jego wykonaniu. Co zmienił, że później było o wiele lepiej?

Przesiadł się na inny motocykl i zmienił przełożenie. Po trzech zerach dostał kolejną szansę i ją wykorzystał. Wierzyłem w niego. Odpalił podobnie jak w meczu z NOVYHOTEL FALUBAZEM Zielona Góra.

Fot. Jarosław Pabijan

Sześć punktów i bonus to zdobycz, której oczekuje pan od Kacpra Pludry w każdym meczu?

Oczywiście. Przeprowadziliśmy z Kacprem ostatnio mnóstwo rozmów. Padło kilka ciężkich słów. Czasem tak jest, że trener musi uderzyć pięścią w stół. Kacper jednak przytaknął. Widzę u niego poprawę. Jechał lepiej już w meczu z FOGO UNIĄ Leszno i zawodach U24 Ekstraligi. Oby tak dalej.

Wygraliście z KS APATOREM Toruń 11:2 jeśli chodzi o formacje juniorską. To był klucz do zwycięstwa w meczu?

Tak. Mogło być jeszcze lepiej, ale w pierwszym biegu Kevin nie zrozumiał się z Kacprem. Wykonali jednak kawał ciężkiej pracy.

Miał pan rozdarte serce w tym spotkaniu? Był pan w przeszłości związany z toruńskim klubem jako zawodnik i jako trener młodych zawodników.

Oczywiście. Zwłaszcza, że też mieszkam pod Toruniem. W przeszłości usłyszałem w moim kierunku z toruńskiego sektora kilka cierpkich słów. Tym razem jednak było ich o wiele mniej. Pracuje obecnie w Grudziądzu i tutaj wkładam całe swoje serce. Zrobię wszystko, by mój klub i mój zawodnicy jechali jak najlepiej.

Takie zwycięstwo więc smakuje wyjątkowo?

Każde zwycięstwo smakuje doskonale. Myślę, że w tej kwestii nie ma wyjątków.