MOJE BERMUDY Stal Gorzów: Droga z piekła do żużlowego nieba (podsumowanie)
02.11.2020 12:48Powiedzieć, że drużyna MOJE BERMUDY Stali Gorzów w sezonie 2020 przeżyła prawdziwy rollercoaster, to jak nic nie powiedzieć. Gorzowianie rozpoczęli sezon od sześciu porażek z rzędu, a zakończyli w wielkim finale PGE Ekstraligi ze srebrnym medalem. Perypetie żółto-niebieskich w zakończonym sezonie spokojnie nadawałyby się na kilkuodcinkowy dokument.
Już do pierwszego meczu na własnym torze, zespół MOJE BERMUDY Stali Gorzów musiał przystępować do rywalizacji z mistrzem Polski, FOGO Unią Leszno, bez swojego nowego zawodnika – Nielsa Kristiana Iversena. Duńczyk nabawił się kontuzji na przedsezonowym treningu, co było tylko zapowiedzią tego, co go czeka w tym roku na żużlowych stadionach. – Ten rok był dla mnie bardzo, ale to bardzo zły. Wszystko zaczęło się walić już u progu rozgrywek, bo na treningu nabawiłem się kontuzji i straciłem mnóstwo czasu. Nie mogłem się objeżdżać, kiedy inni to robili. Kiedy chciałem stanąć na nogi i wrócić do gry, wtedy przyszedł kolejny cios. Podczas pierwszego meczu w Gorzowie złamałem rękę. W efekcie ominęły mnie kolejne spotkania – mówił po zakończeniu sezonu Iversen w rozmowie z WP SportoweFakty.
Pojedynek z leszczyńską FOGO Unią gorzowianie przegrali różnicą ośmiu punktów. Później żółto-niebiescy przegrali wyjazdowe spotkanie z Motorem Lublin. Zawodnicy i kibice z Gorzowa mogli liczyć na to, że nastąpi przełamanie w meczu na wyjeździe z beniaminkiem PGE Ekstraligi – PGG ROW-em Rybnik. Niestety dla gorzowian mimo, że spotkanie obfitowało w ciągłą wymianę ciosów oraz efektowną walkę na dystansie o każdy punkt, to rybniczanie ostatecznie wygrali spotkanie 46:44, zdobywając pierwsze meczowe punkty w sezonie, i jak się okazało później, ostatnie.
Na początku lipca do składu MOJE BERMUDY Stali jako “gość” dołączył Jack Holder. Był to znakomity ruch ze strony działaczy gorzowskiego klubu, gdyż Australijczyk znacznie przyczynił się do późniejszego marszu żółto-niebieskich do finału.
Mecz z ELTROX Włókniarzem Częstochowa został przerwany po 10. biegach z powodu palącej się rozdzielni. Ta niecodzienna sytuacja sprawiła, że przez dłuższy czas obiekt przy ul. Kwiatowej był wyłączony z użytku. Spotkanie mogło zostać rozegrane dopiero 10 sierpnia i gorzowianie wygrali je 49:41. Należy zaznaczyć, że wtedy dopiero opuścili ostatnie miejsce w tabeli. W międzyczasie żółto-niebiescy przegrali 99. derby Ziemi Lubuskiej i spotkanie z MRGARDEN GKM Grudziądz, które zakończyło się po 9. biegach z uwagi na zły stan toru i festiwal upadków zawodników. – Jako sztab szkoleniowy chroniliśmy zdrowie naszych chłopaków. Ten tor nie był do końca taki, jaki sobie wszyscy wymarzyliśmy. Decyzję o zakończeniu podjęły władze zawodów z panem sędzią i komisarzem toru. To były rozmowy, koledzy z Grudziądza odbierali to jako nacisk. To była grzeczna i normalna rozmowa. Od tego jest komisarz toru i sędzia, żeby podejmować ostateczne decyzje. Przede wszystkim obawiałem się o zdrowie naszych zawodników. Sezon dla nas jeszcze się nie skończył i jesteśmy w trochę ciężkiej sytuacji – mówił po spotkaniu kierownik z drużyny z Gorzowa, Krzysztof Orzeł.
Gorzowianie dalej nie mogli zdobyć choćby meczowego punktu. Ciężko było o przełamanie w rewanżowym spotkaniu z FOGO Unią Leszno, kiedy to żółto-niebiescy przegrali pojedynek dwudziestoma punktami. – Moja drużyna przegrała z czego nie jestem zadowolony. Czeka nas jeszcze dużo meczy, mam nadzieję, że jeszcze dla MOJE BERMUDY Stali Gorzów zaświeci słońce w tym roku. Nie możemy się porównać na własnym torze z rywalami, nie możemy znaleźć nawet takiej bazy jak to działa u siebie, ciągle jesteśmy na wyjazdach. Strzelamy – to co pasowało w tamtym roku nie pasuje. Taki jest żużel i sport. Trzeba podejść do tego z pokorą, robić swoje i starać się o jak najlepszy wynik, bo co innego możemy zrobić w takim wypadku? Wyżej pępka się nie podskoczy. Trzeba pracować i prosić kibiców, żeby byli z nami do końca. My naprawdę robimy wszystko. Zawsze po deszczu jest słońce. Będzie jeszcze dobrze. Jak ktoś nam odejmuje ambicji, to ja absolutnie się z tym nie zgadzam i będziemy dalej zostawiać serce na torze – podsumował po meczu Bartosz Zmarzlik.
Słowa kapitana żółto-niebieskich były niemal prorocze, gdyż pierwsze meczowe punkty przyszły dopiero 9 sierpnia w meczu na własnym torze z Motorem Lublin. Zmarzlik wydatnie przyczynił się do tego zwycięstwa, ponieważ zdobył aż 18 punktów, niwelując braki w zdobyczach punktowych kolegów z drużyny.
Od tego momentu gorzowian czekał istny maraton spotkań. Dzień po spotkaniu z Motorem, MOJE BERMUDY Stal odjechała zaległe spotkanie z ELTROX Włókniarzem. W kolejnym meczu żółto-niebiescy wzięli udany rewanż za minimalną porażkę na wyjeździe z PGG ROW-em. Trzy dni później na stadionie im. Edwarda Jancarza gościli zawodnicy BETARD Sparty Wrocław. Motorami napędowymi okazałego zwycięstwa gorzowian (55:35) był niezawodny Zmarzlik, Anders Thomsen oraz występujący w roli “gościa” Nicolai Klindt.
Rewanżowe spotkanie z ELTROX Włókniarzem Częstochowa nie doszło do skutku z uwagi na zły stan toru i został przyznany walkower dla gości. Gorzowianie podtrzymali zwycięską passę w domowym meczu z MRGARDEN GKM Grudziądz, który był rozgrywany awansem z uwagi na organizację rund FIM Speedway Grand Prix w Gorzowie.
MOJE BERMUDY Stal Gorzów zakończyła sierpień z sześcioma zwycięstwami z rzędu i ten marsz w górę tabeli, a co za tym idzie i w walce o miejsce w fazie finałowej, kontynuowali również we wrześniu. Okazałe zwycięstwo u siebie z RM SOLAR Falubazem Zielona Góra w setnych derbach oraz wyjazdowe zwycięstwo we Wrocławiu, które gorzowianie wyszarpali w ostatnim biegu, pozwoliły na to, że coś co po serii porażek wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Gorzowska ekipa zameldowała się w play-off.
W rundzie finałowej żółto-niebieskim przyszło się mierzyć z BETARD Spartą. Tym razem u siebie minimalnie lepsi okazali się wrocławianie, lecz w rewanżu gorzowianie pewnie ograli drużynę z Wrocławia i wjechali do wielkiego finału PGE Ekstraligi. W pierwszym spotkaniu z FOGO Unią Leszno, MOJE BERMUDY Stal wygrała 46:44. W drugim meczu to aktualni mistrzowie Polski pokazali swoją dominację, wygrywając 59:30. Gorzowianie tego dnia nie mieli żadnych sportowych argumentów, żeby przeciwstawić leszczyńskiej drużynie. Jednak to, czego dokonali żółto-niebiescy zapisze się na długo w historii żużla na najwyższym ligowym poziomie.
– To jest niesamowita historia. To jest coś, co przytrafiło się w mojej karierze po raz pierwszy. RM SOLAR Falubaz miał podobną przygodę. Wylądowaliśmy w finale. Było rozczarowanie po meczu w Rybniku, gdzie tylko my przegraliśmy. Wieszano na nas psy. Konsekwencja prezesa Grzyba była taka, że robimy swoje, rozkładamy to na czynniki pierwsze i wstajemy z kolan. Trochę szczęścia i okazało się, że wracamy na właściwe tory. Był monolit i atmosfera w zespole. Ktoś powie, że to są frazesy, ale bez wzajemnego wsparcia, zwłaszcza Bartosza. Z tyłu miał obronę mistrzostwa, początek sezonu też mu nie wyszedł, szarpał się, nie był to jego dzień. Nie zawsze można wygrywać, trzeba umieć przyjął porażkę z honorem. Ja się cieszę, mamy srebro – powiedział trener Stanisław Chomski.
Szymon Woźniak po zakończonym finale ocenił sezon w wykonaniu swojej drużyny. – Ciężko to w jakiś sposób podsumować. Piękno żużla, piękna historia. Cieszę się, że w jakiś sposób mogę być częścią tej historii. Wiadomo jak ten sezon się dla mnie i dla drużyny układał. Jakoś się sprzęgliśmy, to moje przełamanie jakoś się zgrało z przełamaniem MOJE BERMUDY Stali. To był najtrudniejszy sezon w mojej karierze. Żaden mnie tyle nie nauczył co ten, jeżeli chodzi o sprzęt, życie sportowca i wiele różnych aspektów. Dedykuję ten medal wszystkim tym, którzy wierzyli we mnie wtedy, gdy mało kto we mnie wierzył, takich chwil nie brakowało. Przede wszystkim, rodzinie, żonie, córeczkom, mojemu teamowi, który wykonywał ciężką pracę, moim sponsorom, którzy zachowali się jak rodzina. Nikt się ode mnie nie odwrócił, każdy mnie wspierał na tyle ile mógł. Również dedykuję trenerowi i klubowi, wszystkim zawodnikom, którzy byli ze mną w tych trudnych chwilach i wierzyli, że będzie dobrze – powiedział żużlowiec.
I jeśli chodzi o zawodnika pochodzącego z Tucholi, w drugiej części sezonu nie można mieć jakichkolwiek pretensji, gdyż po początkowych problemach, „dogadał się” on ze sprzętem. Jednak postawa innych zawodników mogła rozczarować. Przedłużając kontrakt z Krzysztofem Kasprzakiem na dwa kolejne lata, zarząd klubu oczekiwał, że jeden z liderów będzie punktował na przyzwoitym poziomie. Tak się nie stało i również z powodu problemów, z jakimi się mierzył leszczynianin, do zespołu dołączył Jack Holder, który przez większą część sezonu go zastępował. Australijczyk bardzo dobrze sobie radził w zespole z Gorzowa, będąc jednym z filarów drużyny i swoimi punktami znacząco przyczynił się do zdobycia wicemistrzostwa Polski.
Jak już było wspominane na początku tekstu, Iversen nie zaliczy tego roku do udanych. Kontuzja u progu sezonu, walka o powrót, w którym doznał kolejnego urazu, słabe występy po powrocie i w cyklu o indywidualne mistrzostwo świata. Thomsen, radził sobie zdecydowanie lepiej od swojego rodaka, dzięki czemu wyrósł na lidera zespołu zaraz za Zmarzlikiem.
I to mistrzowi Świata należy się osobny akapit. Zmarzlik od początku do końca był najlepszy w zespole, napędzał drużynę, zdobywał większość punktów, często kręcąc się koło kompletu. Pomagał kolegom zarówno sprzętowo, jak i mentalnie. Do srebrnego medalu zdobytego z klubem, jak i z reprezentacją Polski w FIM Speedway of Nations, dołożył obronę tytułu Indywidualnego Mistrza Świata. Zmarzlik dokonał tego jako pierwszy Polak, sam tworząc swoją historię i światowego żużla.
MOJE BERMUDY Stal Gorzów dokonała czegoś, czego nie można było przypuszczać przed startem sezonu. Wymieniani jako potencjalni kandydaci do medali, początek mieli bardzo kiepski, można by rzec, że fatalny. Jednak gorzowianie pokazali pazur, odbili się od dna tabeli i kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, by dotrzeć do finału, w którym zdobyli srebrny medal, o którym od dłuższego czasu inne zespoły nawet nie mogą pomarzyć. Na pewno osiągnięcie żółto-niebieskich z tego sezonu zapisze się w historii klubowego speedwaya w Polsce.
Krzysztof Frączek