Krystian Plech: nowe pokolenie musi wejść na salony. Idea PGE IMME im. Z. Plecha jest dla nas dużym wyróżnieniem
15.06.2021 13:14Już 18 czerwca najlepsi zawodnicy PGE Ekstraligi zmierzą się na MotoArenie o tytuł w PGE Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostwach Ekstraligi im. Zenona Plecha. W rozmowie dla speedwayekstraliga.pl, Krystian Plech opowiedział o zawodach, organizacji swoich projektów, a także wspominał o żużlowych początkach z tatą.
Speedwayekstraliga.pl: 18 czerwca 8. Edycja PGE IMME. Tym razem wyjątkowa, bo nazwana imieniem Zenona Plecha…
Krystian Plech: Wielkie podziękowania dla zarządu Ekstraligi Żużlowej od nas, rodziny, za to, że pamiętali o tacie kolejny raz. Ta idea jest dla nas dużym wyróżnieniem i cieszymy się, że najlepsi zawodnicy na świecie powalczą o trofeum jego imienia. Dziękujemy także za to, że za życia tata był wspierany przy budowie toru na PGE Narodowym w Warszawie i nagroda Złotego Szczakiela była wielką siłą dla niego.
Kto według Ciebie ma największe szanse na wygraną w Toruniu? Czy znajomość toru pomoże zawodnikom miejscowego klubu?
Na pewno znajomość toru dla zawodników EWINNER APATORA, to duży handicap, ale stawka jest tak doborowa i to są tak duże nazwiska, które w Toruniu „kręciły” niejednokrotnie kółka. To czołówka światowa, dopasowanie się do toru powinno im zająć czasami nawet jeden bieg. Handicap dla toruńskich zawodników jest, ale byłbym ostrożny przy takiej stawce mówić, że to duża pomoc.
W tym roku w PGE IMME im. Z. Plecha okazja dla najlepszego juniora w biegach młodzieżowych PGE Ekstraligi. Czy Mateusz Cierniak stoi przed szansą, by na MotoArenie „wskoczyć” go ścisłej czołówki ligowej także wśród seniorów?
Moim zdaniem, im wcześniej zawodnik zacznie rywalizację i obycie z bardziej doświadczonymi żużlowcami, tym lepiej. To samo widzę po zawodach w miniżużlu, czy w ligach. Zawsze im to pomaga. Mateusz, który początki kariery spędził na torach 1. Ligi, dosyć odważnie wszedł do PGE Ekstraligi i fajnie jedzie. Są jeszcze mecze, gdzie płaci „frycowe”. Na pewno jest to dla niego dobra szkoła i nawet jeżeli nie wyjdzie wynik sportowy w PGE IMME im. Zenona Plecha, to nie załamywałbym się, bo każda porażka i przegrany wyścig są dobrą lekcją, tym bardziej w takiej stawce, oraz nadzieją na poprawę rezultatów w przyszłości.
Pamiętam, że dosyć wcześnie Maciej Janowski, Patryk Dudek, Piotr i Przemysław Pawliccy czy Bartosz Zmarzlik dostawali szansę jazdy w GP z dzikimi kartami albo jako rezerwowi. Oni szybko stanowili o sile swoich drużyn jako juniorzy i mieli łagodniejsze przejście w wiek seniora.
Równie dobrze prezentuje się Jakub Miśkowiak. Czy zawodnik ELTROX WŁÓKNIARZA okaże się czarnym koniem zawodów? W tym sezonie na MotoArenie poprowadził drużynę do ligowej wygranej…
W PGE IMME w Gdańsku Krystian Pieszczek, który jako junior Falubazu, wygrał z najlepszymi zawodnikami PGE Ekstraligi. To też pokazuje, że jest potencjał w młodych chłopakach, żeby nawiązywać skuteczną walkę z najlepszymi. Jakub też jest na takiej drodze. Z tego, co pamiętam, na torze w Toruniu czuje się dobrze. Tak, jak wspomniałeś, poprowadził ELTROX WŁÓKNIARZA do wygranej w meczu ligowym.
W momencie, kiedy podejmował decyzję o angażu w najlepszej żużlowej lidze świata, rozpatrywał też ofertę z Torunia. Czuł się na tym obiekcie bardzo dobrze. To zawodnik, który może zaskoczyć – ma dobry sprzęt, dobrych opiekunów i mechaników. Jest to także jego dobry sezon. Ma dużo do zyskania, a niewiele do stracenia.
Czy w najbliższym czasie jest możliwa „zmiany warty” w PGE Ekstralidze? Chodzi o coraz lepszą pozycję juniorów i zawodników U24 w swoich drużynach, a jednocześnie w czołówce klasyfikacji indywidualnej PGE Ekstraligi.
Z całym szacunkiem do wielu zawodników, ale siłą rzeczy nowe pokolenie musi wejść na salony. Powoli to widzimy. Są żużlowcy, którzy nie mają wiele do stracenia. Całe życie podporządkowali pod uprawianie tego sportu i przykładali się do treningów. Chcą zagościć w składach swoich drużyn. Widać niektórych, gdzie nikt by nie pomyślał, że będą stanowić o sile drużyn, jak np. Mateusz Tonder, czy Damian Pawliczak, który zanotował kilka dobrych występów. Mamy też Jakuba Miśkowiaka, Mateusza Cierniaka, czy Rafała Karczmarza. Moim zdaniem, powinno się dawać młodym zawodnikom więcej szans. Zdania są mocno podzielone na ten temat, ale ja uważam, że muszą mieć możliwości rywalizowania z najlepszymi i zarabiania na odpowiednim poziomie, żeby przygotować się sprzętowo. Myślę, że powoli kolejne nazwiska będą wypierać tych bardziej doświadczonych.
Chciałem też zapytać o twoją pracę w piłce ręcznej. Skąd pojawił się pomysł, aby rozpocząć działania w tym sporcie, zwłaszcza że często gościsz w żużlu?
Wychowałem się w sporcie żużlowym i tego nigdy nie zapomnę, ani się nie wyprę. Cały czas się nim interesuje. Od samego początku swojego życia i w momencie większej świadomości, wziąłem sprawy w swoje ręce, pracowałem na swój rachunek. Tak się potoczyły losy, że pracowałem jako menedżer w żużlu – prowadziłem kilka kontraktów zagranicznych, potem byłem menedżerem Krzysztofa Buczkowskiego, Kacpra Gomólskiego i Patryka Dudka. Przyszedł też moment, że pracowałem w gdańskim Wybrzeżu, ale postanowiłem ten etap zakończyć.
Pojawiła się okazja pracy w klubie piłki ręcznej – TORUS Wybrzeże Gdańsk. Wychowałem się na obiektach GKS-u Wybrzeże, klubu w którym jeździł tata, był wielosekcyjny. Tata wychowywał mnie do szacunku do sportu, nie tylko żużlowego. Kojarzyłem to środowisko, miałem okazję i przyjemność poznać kilka osób. W momencie, kiedy pojawiła się propozycja, czułem, że ta część Wybrzeża jest mi bliska i zdecydowałem się na ten krok. Jestem wdzięczny osobom, które mi zaufały i mogę budować z nimi ten projekt. Zupełnie inne środowisko, ale cieszę się, że mam wspaniałą ekipę. Damian Wleklak (były reprezentant Polski w piłce ręcznej, dop. red.) jest świetną osobą, mamy fajny zarząd, który jest gotowy do budowania czegoś wielkiego, kreatywnego. Udało się klub wyprowadzić na prostą w krótkim czasie – marketingowo i wizerunkowo jesteśmy dobrze odbierani, jestem dumny z tego i z zespołu. Do poprawy są wyniki sportowe, ale jesteśmy na początku naszej drogi. Jestem tu, gdzie mnie chcą i jestem wdzięczny. Musze pracować na swój rachunek i nie chce nic za darmo.
Czy obowiązki w klubie TORUS Wybrzeże i organizacja twoich projektów żużlowych nie nachodzą na siebie?
Całe życie byłem odpowiedzialny za organizację życia sportowców. Rola menedżera to nie jest negocjowanie tylko zimą, ale wiele rzeczy organizacyjnych pracy teamu, logistyki, itp. Jeżeli organizuję czyjeś życie, to muszę mieć bardzo dobrze poukładane swoje. Wszystkie projekty, w które się angażuje, staram sobie poukładać. Te projekty, zarówno Orlen Golden Boy Trophy, jak i obozy Gdańsk Speedway Camp, odbędą się w czerwcu. My sezon piłki ręcznej zakończyliśmy na początku czerwca, więc jest okres luźniejszy i do połowy lipca zawodnicy mają wakacje. Teraz mamy okres przejściowy, trochę budujący i mamy z zespołem poukładane swoje role. Mam też wyrozumiały zarząd, który wie, jak te projekty żużlowe są dla mnie ważne i istotne. Jest czasem ciężko, ale dajemy radę.
Wspominałeś już o swoim tacie. Jak wyglądały twoje początki z żużlem i które wspomnienia są twoimi pierwszymi?
Jaki to był mecz, to nie pamiętam. Wiem, że na stadionie byłem obecny od kołyski. To jest uwiecznione na wielu fotografiach, gdzie krążyłem po parkingu w stroju małego mechanika. Dużo czasu spędziłem też na starym warsztacie gdańskiego Wybrzeża, gdzie jest obecnie obiekt miniżużlowy, na którym odbędzie się Orlen Golden Boy Trophy. Zawodów nie pamiętam, ale pierwsze przebłyski mam takie, że był to moment, gdzie biegałem po koronie stadionu w plastikowym kasku i to były lata bodajże 94-95. Pamiętam 1994 rok i przyjazd wielkiego busa Tony’ego Rickardssona do Gdańska na warsztaty. To był jeden z moich pierwszych idoli.
Rodzinna biblioteka zawiera sporo materiałów związanych z karierą taty?
Mamy sporo kaset. Powiem szczerze, że wiele materiałów dociera do nas po latach. W momencie kiedy tata zakończył swoją karierę, to ciężko było je zdobyć, bo to były archiwa telewizji albo prywatne rzeczy. Dosyć niedawno zaczęły one do nas spływać i pamiętam jak z 20 lat temu dotarła płyta z filmem „Wiraż nadziei”, film dokumentalny o finale z 1973 roku, którego tata nie widział ileś tam lat i pamiętał, że był kręcony. Z kolei chyba w 2010 roku przyjechał jeden z dziennikarzy z Wielkiej Brytanii, który robił materiał o tacie. Posiadał on bardzo dużo materiałów, byliśmy zszokowani tym, ile było nagranych wyścigów w lidze brytyjskiej. Po tej wizycie udało się uzyskać nagrania ze wszystkich finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata, a tata był bardzo zaskoczony, że udało się wreszcie to odzyskać i zobaczyć.
Więcej materiałów o uczestnikach PGE IMME im. Zenona Plecha: