Grzegorz Zengota: tam są ludzie, którzy mi zaufali (wywiad)

O numerze startowym, wyprzedanym sprzęcie do motocrossu, motywacji po kontuzji, skoku ze spadochronem i porównaniu złotych medali zdobywanych w Zielonej Górze i Lesznie.

Wywiad z Grzegorzem Zengotą, zawodnikiem FOGO UNII Leszno, przeprowadzony przez Mikołaja Południaka, ucznia klasy III e w III Liceum Ogólnokształcącym w Bydgoszczy im. Adama Mickiewicza, powstały w ramach zajęć AKADEMII MŁODEGO DZIENNIKARZA ŻUŻLOWEGO.

Mikołaj Południak: – Powiedział Pan w wywiadzie dla Tygodnika Żużlowego, że sukces lubi ciszę, nawiązując do kontaktu z mediami. Czy sądzi Pan, że ta postawa dobrze wpłynęła na Pana karierę?

Grzegorz Zengota: – Myślę, że tak, w pewnym sensie od jakiegoś czasu przynajmniej zrozumiałem, że im mniej się mówi, a więcej robi, tym ma to lepszy skutek i mi to odpowiada, więc tak, uważam, że jak najbardziej wpłynęło.

Jakie może Pan przytoczyć przykłady pozytywnego wpływu tej postawy?

Nie buduje to presji, bo jak dużo się mówi, gdzieś tam sobie obiecuje, oczekiwania przez to mocno narastają. Ludzie, którzy tego słuchają, potem człowieka z tego rozliczają, więc to jest niepotrzebna presja, która przeszkadza w realizacji swoich osobistych planów wewnętrznych.

Czy zmniejsza to stres zawodnika, jak też presję ze strony kibiców?

Tak, sport na tym poziomie, w którym jesteśmy, można powiedzieć najwyższym, powoduje, że mentalne podejście do pewnych rzeczy, odgrywa kluczową rolę. Uważam, że mamy sprzęt “wyżyłowany” i czasami trudno wyciągnąć z niego więcej. Umiejętności tak samo. Myślę, że są nieodkryte pokłady jakichś dodatkowych energii i właśnie można szukać więcej w mentalnym podejściu. Uważam, że jest to kluczowe właśnie na tym, najwyższym poziomie. I z perspektywy czasu i lat, ile już jeżdżę, miałem różne etapy w swoim życiu. Buńczucznie można powiedzieć, zapowiadałem na przykład, że chcę coś zmienić, że chcę coś osiągnąć, że to, że tamto, a potem bywało tak, że byłem rozgoryczony tym, że coś się nie udało, więc z perspektywy czasu i takiej dojrzałości sportowej, uważam, że cisza jest tutaj zdecydowanie zdrowsza i będąc skupionym na swoich obowiązkach, zadaniach, które przybliżają do osiągnięcia swoich zaplanowanych celów, gdzie sami o to dbamy, o to zabiegamy, bez jakichś właśnie buńczucznych zapowiedzi, ma to więcej korzyści.

Co kryje się za Pańskim numerem startowym?

Numer “29” to dzień urodzin mojej mamy, ale też i moich, dlatego ta liczba od najmłodszych lat gdzieś tam się we mnie przewijała i tak mi zostało.

źródło: facebook.com/ZengiRacing

Interesuje się Pan m.in. motocrossem, czy oprócz żużla i motocrossu ogląda Pan inne sporty motorowe?

Motocross to jest motoryzacja i wielu z nas z tej formy korzysta, bo to jest też przygotowanie do sezonu. Ja również to robiłem, do pewnego momentu, dopóki nie odniosłem kontuzji, teraz już z motocrossem jestem mniej związany, bo wyprzedałem cały swój sprzęt, żeby mnie nie kusiło. A owszem, motocross, jak są mistrzostwa, to bywa, że włączam i śledzę, oglądam, ale jakimś przesadnym fanem nie jestem.

Skoro już jesteśmy w temacie Pana kontuzji, jakie czynniki, osoby czy też wydarzenia najbardziej pomogły Panu w rehabilitacji?

Na pewno wsparcie mojej narzeczonej Kai, która przez cały ten trudny okres dla mnie, przy mnie była. To wsparcie, które mi na pewno dodawało motywacji do działania. Na swojej drodze spotkałem też wielu ludzi, którzy bardzo chcieli mi pomóc, właśnie w powrocie do zdrowia, ale to już nie chciałbym nikomu zmienić nazwiska, a było tych osób naprawdę ogrom, więc jakbym miał o każdym tutaj wspomnieć po kolei, no to by ta moja odpowiedź była dość długa. Ale owszem, muszę przyznać, że nie byłem z tym sam, miałem naprawdę wielu ludzi, którzy mnie wspierali w tym działaniu, też poświęcali swój często prywatny czas, siedząc ze mną przy szpitalnym łóżku i wspierając, a moja noga wtedy nie była w najlepszym stanie. Tych ludzi bardzo szanuję, miło wspominam i mam z nimi często kontakt do dzisiaj, bo pomimo, że już wróciłem na tor, już jakby tak intensywnie z rehabilitacji nie korzystam i z usług służb medycznych, no to mimo wszystko kontakty staram się utrzymywać.

12 czerwca 2020 rok, źródło: facebook.com/ZengiRacing

Czy uważa Pan, że te kontakty będzie mógł Pan zachować na całe życie?

Oczywiście, ludzie się właśnie poznają w tych trudnych momentach i jak ktoś daje takie serce po prostu na dłoni i widać, że zaangażowanie i podejście tych niektórych osób po prostu jak bardzo chcą, no to człowiek też się jakby podnosi trochę na duchu i chce się właśnie motywować. Dziękuję im, bo to uskrzydlało mnie właśnie w tej walce, jak miałem jakieś chwile kryzysu i zwątpienia.

Spełnił Pan w 2020 roku marzenie w postaci skoku ze spadochronem, jakie są jeszcze inne Pańskie marzenia?

Tak, skok ze spadochronem trwał w tandemie, ale to mega przeżycie, taki prezent właśnie dostałem od mojej narzeczonej. To też było w pewnym sensie takie przełamanie pewnych schematów, bo to było krótko po mojej kontuzji. Jeszcze chyba nie wróciłem na tor, a uznałem, żeby właśnie przełamać lęki przed powrotem na tor. Polecam każdemu, stresu też przy tym mnóstwo, ale trzeba to przeżyć, żeby to poznać.

Jak zauważyłem, Pańska narzeczona wydaje się naprawdę obecną osobą w Pańskim życiu, zarówno pomagającą przełamać Panu limity fizyczne, jak i psychiczne.

Jesteśmy razem ze sobą już sześć lat, mieliśmy różne trudne okresy, przez które musieliśmy przejść, bo moja kontuzja była niełatwym czasem dla nas, a mimo wszystko przetrwaliśmy. Jak już wróciłem na tor, wydawało się, że już najgorsze za nami, to różne inne takie osobiste przeżycia, które mieliśmy też dały nam mocno w kość, ale też przetrwaliśmy. Cieszę się, że mimo tych trudności jesteśmy razem i mamy dzisiaj wspaniałego synka, który skończył już dwa latka, który jest dla nas naprawdę mega, że tak powiem, taką “gwiazdką”, którą bardzo doceniamy.

źródło: facebook.com/ZengiRacing

Co poradziłby Pan młodym adeptom żużla, którzy chcą pójść pańskimi śladami?

Wytrwałości i cierpliwości, żeby się nie bali pracy, bo jeżeli chce się wejść po tej drabinie na szczyt, no to wymaga to mnóstwo pracy, podążania i poszukiwania swoich rezerw i podejmowania dobrych, mądrych, rozsądnych decyzji, niekoniecznie opierających się na korzyściach finansowych. Czasami mam wrażenie, że to powinno być na ostatnim, że tak powiem, na samym końcu łańcucha. Życzę też pokory tym chłopakom, bo pokora to jest ważna cecha w życiu sportowca. Co jeszcze? Życzę pełnego zaangażowania i uśmiechu.

Kto zainspirował Pana w największym stopniu do podjęcia się kariery żużlowca?

Miłość do motocykla zaszczepił we mnie mój tata, który też kochał motocykle i nie mogło być inaczej, żeby tym wszystkim nie zaraził również swoich dzieci, w tym mnie i mojego brata. Przez całe życie również kibicował i chodził na żużel, więc siłą rzeczy, ja również zawsze mu towarzyszyłem. Myślę, że jemu zawdzięczam najwięcej, jeśli chodzi o to, że żużel stał się po prostu moją pasją i tak bardzo pokochałem motocykle, że dzisiaj jeżdżę po prostu z wielką przyjemnością i chęcią, mimo tego, że przeżyłem kontuzje. Nie ma nic lepszego w życiu, jak robić to, co się lubi i kocha, bo wtedy wstaje się każdego dnia z uśmiechem i to motywuje do działania oraz do przełamywania barier, hamulców, które czasami w życiu mamy.

Jako wychowanek zielonogórskiego Falubazu, z jakim klubem czuł się Pan lepiej zdobywając Drużynowe Mistrzostwo Polski, właśnie z Falubazem, czy z Unią Leszno?

Każdy okres ma swoje, że tak powiem, fajne i miłe wspomnienia. Z Zieloną Górą zdobywałem ten tytuł po raz pierwszy, więc ten tytuł miał, wiadomo, swój bardzo fajny smak, tym bardziej, że to było po wielu, wielu latach, więc miło to wspominam. A z Unią Leszno czas fajnej, dobrej passy również był to dla mnie fantastyczny moment i w Lesznie rozwinąłem skrzydła, tam się czuję fantastycznie, tam są ludzie, którzy po prostu mnie kochają za to, jaki jestem i mi zaufali. Cieszę się, że mam tę przyjemność, że jeżdżę dla takich właśnie kibiców, jakich mam w Lesznie, bo to jest kapitał, którego nie da się kupić, to trzeba po prostu przeżyć i zrozumieć i odczuć na własnej skórze.

28 maja 2023, źródło: facebook.com/ZengiRacing

Zakładam, że doping dawany Panu przez kibiców Unii Leszno, jak też motywacja dawana przez samą drużynę, sprawia, że czuje się Pan jak w domu?

Tak, w Lesznie jest mój sportowy dom, czuję się tam wyśmienicie i cieszę się, że mi się udało, że tak powiem, wrócić po moich trudnych sportowych wyzwaniach właśnie do Unii, do Leszna, bo to najlepsze środowisko, gdzie czuję się swobodnie – jak w domu.

Jaki moment w Pana karierze uważa Pan za najbardziej przełomowy? Czy była to konkretna wygrana, kontrakt, czy też konkretne wydarzenia?

To w pewnym sensie powrót na tor po urazie, po kontuzji – to był przełom dla mnie. Długo nie było wiadomo, czy w ogóle wrócę do normalnego życia, długo nie było wiadomo, czy w ogóle będę jeździł, więc jak już to się stało wróciłem, i pokazałem, udowodniłem sobie przede wszystkim, że mogę nadal jeździć, było ważne. Trudności, które przetrwałem, a potem fakt, że mogę wygrywać, że nastąpił powrót do samej PGE Ekstraligi – to były właśnie takie momenty przełomowe.

30 sierpnia 2023, źródło: facebook.com/ZengiRacing

Jakie są w Pańskim domu najczęstsze tradycje świąteczne?

Myślę, że jak w każdym domu na stole musi być barszcz z uszkami, makiełki, pierogi z kapustą i grzybami, więc te tradycje są takie same. Jest choinka, są prezenty dla dzieciaczków, więc nie odbiegamy jakoś od tradycyjnego polskiego domu.

Rozmawialiśmy wcześniej o temacie narodzin Pana syna, wspominał Pan, że najlepszym prezentem, który Pan dostał była wiadomość, że będzie Pan ojcem. Co Pan wtedy czuł?

Jak już się urodził Natek (Natan), to było coś pięknego i życzę każdemu tacie, żeby przeżył to po prostu i był w tych momentach właśnie narodzin, bo to jest niesamowite. Jak go wziąłem na ręce, przytuliłem go, to po prostu człowiekowi serce się łamało. Czasami żałuję, że nie mogę poświęcać mu więcej czasu, bo mam obowiązki, mecze, treningi, regenerację… Takie jest jednak życie sportowca.

10 października 2022, źródło: facebook.com/ZengiRacing

Jeśli już jesteśmy w tym temacie, czyli ograniczeń w karierze sportowca, to czy okres świąteczny znacząco różni się dla Pana i czy są wtedy jakieś bariery?

Każdy z nas – w pewnym sensie – trzyma się jakichś takich wewnętrznych obostrzeń. Nie możemy się przejadać, bo wiadomo, że to nie jest wskazane dla sportowca. Przez kilka dni
po prostu z każdej strony człowiek jest kuszony różnymi smakołykami. Ja mam słabość do przepysznych ciast. A wiadomo, że wypieków jest po prostu od groma, więc czasami muszę trzymać, że tak powiem, rękę na pulsie. W naszej dyscyplinie wagi musimy pilnować, bo jesteśmy sami rozliczanie, gdyż chcielibyśmy, żeby motocykl miał jak najmniej kilogramów do “przewożenia”.

Jakie ciasto albo inne słodkości najbardziej Pana pociągają w tym okresie? Na jakie Pan ma największą chrapkę?

To już zależy, co jest na stole, czy karpatka, czy sernik, czy jabłecznik. Mało ciast jest takich, których nie lubię. Nie lubię tych kupionych w sklepach, ale wszystkie domowe wypieki mi bardzo, bardzo smakują.

A jeśli już mowa o serniku: z rodzynkami czy bez? Odwieczne pytanie…

Rodzynki mocno mi nie przeszkadzają, ale jakbym miał wybrać, to chyba bym wybrał ten bez rodzynek.

Kiedy przypomina Pan sobie Święta z dzieciństwa, to czy uważa Pan, że dziś Pana dziecko spędza je podobnie?

Wszystko jeszcze przed moim synem. On dopiero tak naprawdę zaczyna coraz bardziej świadomie uczestniczyć w tych momentach. I tą świadomość postaram się mu budować jak najfajniej, żeby miał jak najlepsze wspomnienia. Mam nadzieję, że jak będzie kiedyś starszy, być może, to powie, że to był fajny czas i tego bym sobie jako ojciec życzył.

Rozumiem, to wydaje się być najważniejsze w tym okresie. Naprawdę świetnie się z Panem rozmawiało.

Mi również z Tobą. I powodzenia na drodze dziennikarskiej.

Bardzo dziękuję.

Rozmawiał: Mikołaj Południak