Robert Kościecha: gdy robiłem odprawę, to mówiłem, że chcę 46 punktów (wywiad)

Fot. Jarosław Pabijan

ZOOLESZCZ GKM Grudziądz pokonał na własnym torze EBUT.PL STAL Gorzów, choć początkowa faza zawodów zdecydowanie należała do drużyny Stanisława Chomskiego. Po meczu, w rozmowie dla ekstraliga.pl, swojego zadowolenia nie ukrywał trener grudziądzan, Robert Kościecha, który przedstawił m.in. jak wyglądała sytuacja gospodarzy w tym spotkaniu.

Kamil Szyszkowski (ekstraliga.pl): Żużlowa remontada – chyba tak można określić postawę pana drużyny w tym spotkaniu.

Robert Kościecha (trener ZOOLESZCZ GKM Grudziądz): Ciężko powiedzieć jak to określić. Chyba nikt się nie spodziewał, że po pierwszej serii będzie -10. Później te skrupulatnie odrabianie punktów, przez co przypomniał mi się trochę mecz z KS APATOREM, gdzie po 10. biegu mieliśmy też chyba 5 punktów straty. Gdzieś ten mecz się jakby powtarzał. Cieszę się bardzo z wygranej w tym spotkaniu. Zespół pokazał wielki charakter. Wielkie pochwały dla wszystkich zawodników.

Początek spotkania wam odjechał, czym to było spowodowane?

EBUT.PL STAL Gorzów to jest znakomity zespół. Bardzo się tego meczu obawiałem. Od paru lat tutaj wygrywał. Wiedziałem jednak, że mamy silny zespół. Zawodnicy przyjechali dobrze dopasowani, Oskar Paluch pojechał świetne zawody, dlatego na początku zawodnicy z Gorzowa nam odjechali.

Na słowa pochwały z pewnością zasłużył m.in. Kevin Małkiewicz, który w jednym z biegów świetnie się bronił przed Martinem Vaculikiem.

Szkoda tego biegu młodzieżowego, gdzie zostawił za dużo miejsca i Oskar Paluch go wypchnął. Później sobie jeszcze trochę poprzeszkadzali z Kacprem Łobodzińskim. Cieszę się jednak z całego zespołu i nie będę tutaj pojedynczych zawodników wymieniał.

Mały kryzys chyba jednak złapał Kacpra Łobodzińskiego, który ostatnio notuje słabsze wyniki w U24 Ekstralidze czy PGE Ekstralidze.

Ma jakieś małe problemy. Był jednak w czwartek na treningu, mocno popracował i teraz było w miarę dobrze. Może to jest też trochę przemęczenie. Myślę, że Kacper szybko wróci i będzie dobrze startował.

Przed meczem dało się usłyszeć, że chciałby pan mieć 46 punktów w tym meczu. Dało się również usłyszeć, że trener co chce, to ma. Chyba udało się to ponownie...

Gdy robiłem odprawę, to mówiłem chłopakom, że chciałbym mieć tyle punktów, jaki numer indywidualny ma Max Fricke, czyli 46. Chłopacy jednak żartowali, że to za mało. Mówiłem im: “dobra nie ma problemu, może być 55, to po stronie prezesa będzie, żeby zapłacić“ (śmiech). Na poważnie, mówiłem, że ten numer bardzo by mi pasował i udało się.

Do następnego domowego meczu podejdzie pan chyba jednak już na trochę mniejszym ciśnieniu.

Nie patrzę na to z kim jedziemy…czy to FOGO UNIA, czy kto inny. Tu każdy mecz jest na najwyższym tętnie. W niedzielę jedziemy do Torunia, będziemy się najpierw do tego meczu przygotowywać. Musimy też patrzeć na inne zespoły.

Najlepszą pana reakcją w tym spotkaniu to chyba poczucie ulgi po 14. biegu i ogromna radość.

Jestem tu już 7 lat i naprawdę zżyłem się z tym klubem. Mamy fajne osoby zarządzające. Bardzo się z tego cieszę. Mam kierownika zespołu, Rafała Wojciechowskiego, który bardzo mocno mi pomaga. Mnóstwo ludzi pracuje na to, żebyśmy byli jak najlepiej przygotowani. Chciałbym im za to podziękować. Wygrana to też jest ich zasługa.

Wydaję się, że przygoda z pierwszą drużyną nie będzie na jeden rok, a na wiele lat.

Nie chcę nic deklarować, to jest decyzja prezesa, czy moja praca się podoba, czy nie. Myślę, że na ocenę przyjdzie jeszcze czas. Cieszę się, że objąłem ten zespół. Jest ciężej psychicznie, ale myślę, że niech to inni oceniają, czy moja praca jest pozytywna, czy nie.

Przed wami mecz w Toruniu. Dla pana może to być szczególny moment. Jak wygląda plan na derbowe spotkanie na Motoarenie?

Nie jest szczególny. Wiadomo, że mieszkam pod Toruniem, ale to już nie te czasy. Motoarenę trochę znam, mam trochę znajomych, ale przygotowuje się do tego meczu profesjonalnie, jak do każdego innego. Szanse są, trzeba zobaczyć, jaki chłopacy mają “lwi pazur”. Są świetnymi zawodnikami i to widać. To jest sport, wszystko może się wydarzyć. Mamy przygotowany plan na ten mecz. W niedzielę będziemy walczyć dalej.

Kamil Szyszkowski